www.schwiebus.pl

:: Jan Kazimierz Sobociñski
Artyku³ dodany przez: schwiebu (2005-07-03 20:52:20)

Jan Kazimierz Sobociñski (20.02.1915 r. - 29.11.2004 r.)


Opty.info
Andrzej Medyñski

Jan Kazimierz Sobociñski Jan Kazimierz Sobociñski urodzi³ siê 19.02.1915 roku (choæ w metryce jest pomy³kowa data 20.02.1915) na Ziemi Dobrzyñskiej w miejscowo¶ci Skêpe w rodzinie rymarza i po¶ród dziewiêciorga rodzeñstwa. Wojna, okupacja rosyjska powodowa³y bardzo trudne warunki w dzieciñstwie, bieda, g³ód, choroby. Po zakoñczeniu wojny zosta³ wys³any do ochronki prowadzonej przez siostry zakonne - skrytki, tam uczy³ siê wierszy, pie¶ni, abecad³a. W 1920 roku prze¿y³ najazd bolszewicki.

W 1922 roku rozpocz±³ naukê w szkole powszechnej, któr± mimo braku podrêczników i wielu zajêæ w gospodarstwie ukoñczy³ w 1929 roku jako jeden z najlepszych. Ojciec, choæ pragn±³ wykszta³ciæ syna na dobrego rzemie¶lnika zgodzi³ siê na dalsz± naukê w seminarium nauczycielskim.

Lata w seminarium to lata ¶wiatowego kryzysu gospodarczego (1929 - 1934), wymaga³y ze strony "studenta" i rodziny wielu wyrzeczeñ. Ulubionym przedmiotem by³a matematyka, znienawidzonym wychowanie fizyczne (za brak ³y¿ew otrzyma³ ocenê niedostateczn± w I pó³roczu). Seminarium wychowywa³o w duchu patriotycznym.

Po ukoñczeniu szko³y w 1934 roku Jan Sobociñski zg³asza siê na ochotnika do wojska i zostaje skierowany do Szko³y Podchor±¿ych w Brodnicy, któr± ukoñczy³ w stopniu kaprala podchor±¿ego.

Z uwagi na panuj±ce bezrobocie dopiero po dwóch latach otrzymuje propozycje posady - nauczyciela dzieci polskich we Francji i pracy pedagogicznej w koniñskiem. Pozostaje w kraju i podejmuje pracê nauczycielsk± we wsi Koszuty, a nastêpnie S³awsku.

Wiosn± 1938 roku otrzymuje stopieñ oficera rezerwy i odbywa æwiczenia wojskowe we Wrze¶ni, a wraz z wybuchem wojny melduje siê w jednostce mobilizacyjnej w Skierniewicach. W Kowlu zostaje zdemobilizowany przez wojska rosyjskie i 15.10.1939 roku unikaj±c niewoli powraca do domu.

W 1941 roku zostaje aresztowany i wywieziony na roboty do Turyngii wraz z grup± 80 Polaków do maj±tku Aga. Tam prowadzi w wolnych chwilach podziemne nauczanie polskich dzieci. W tym¿e maj±tku zawiera zwi±zek ma³¿eñski z Honorat± Kordylewsk±, w 1944 roku urodzi³ siê syn Jan.

Po wojnie nie czekaj±c na zorganizowan± repatriacjê powraca wraz z rodzin± do kraju i podejmuje pracê w szkole w Krzymowie, oraz wspó³uczestniczy w budowie szko³y w Jaroszynie.

W 1947 roku Jan Sobociñski zda³ egzamin na WKN w Poznaniu, a po jego ukoñczeniu zosta³ zatrudniony w Liceum Pedagogicznym w O¶nie Lubuskim. Panuj±ce wzorowe stosunki kole¿eñskie uleg³y zak³óceniu po wst±pieniu do partii jednego z nauczycieli, co w konsekwencji w 1951 roku spowodowa³o rozes³anie wszystkich nauczycieli za "nieprawomy¶lno¶æ" po ca³ym województwie.

Jan Sobociñski zostaje skierowany do szko³y przy Zak³adzie Leczniczo - Wychowawczym w ¦wiebodzinie, którego kierownictwo obj±³ dr Lech Wierusz. W szkole uczy matematyki, jêzyka niemieckiego, prowadzi zajêcia chóru, zak³ada Szkolne Ko³o Krajoznawczo-Turystyczne im. L. Teligi, organizuje szereg wycieczek krajoznawczych. Mimo, ¿e zamkniêty charakter zak³adu dawa³ poczucie bezpieczeñstwa nie pozostawiono J. Sobociñskiego w spokoju np.: gdy w 1969 roku w gronie nauczycieli i by³ych wychowanków przygotowywano publikacje o XX leciu szko³y, swojej pracy nie móg³ firmowaæ w³asnym nazwiskiem. Podobnie w 1970 roku, na zebraniu Zwi±zku Chórów Polskich wszyscy dyrygenci wysunêli powtórnie kandydaturê Sobociñskiego na dyrektora artystycznego zwi±zku, i tym razem ówczesne w³adze polityczne i o¶wiatowe siê sprzeciwi³y, w wyniku czego zwi±zek upad³.

W 1975 roku Jan Sobociñski przeszed³ na emeryturê, dyrektor szko³y nak³ania³ do dalszej pracy "choæby na ca³y etat". Wkrótce po wyg³oszeniu w ko¶ciele sprawozdania z pielgrzymki do Rzymu otrzymuje ca³kowite wymówienie, bo " taki cz³owiek nie mo¿e mieæ kontaktów z dzieæmi polskimi". Zezwolono jednak na pewn± dzia³alno¶æ spo³eczn±, gdy¿ w rêkach Jana Sobociñskiego spoczywa³o przez ponad 20 lat kierownictwo Chóru "Harfa" . Prowadzi³ te¿ chór przy Spó³dzielni "Przemys³ Drzewny", nale¿a³ do rady nadzorczej PSS. Od 1971 roku Jan Sobociñski pracowa³ w Wy¿szym Seminarium Duchownym w Go¶cikowie jako lektor jêzyka niemieckiego, po¶wiêcaj±c swój czas dzia³alno¶ci spo³ecznej. Zajmuje siê tak¿e pisarstwem; jest autorem pierwszego z "Zeszytów ¦wiebodziñskich" pt. Pierwszy Chór Ziemi Lubuskiej "Harfa" (1984 r.), t³umaczem tekstów historycznych dotycz±cych Ziemi ¦wiebodziñskiej. W 2000 r. wyda³ pracê naukow± "Parady¿ - placówka wychowawcza w latach 1836 -1952 " nak³adem UAM. Za zas³ugi dla Ko¶cio³a otrzymuje od Papie¿a Jana Paw³a II wysokie wyró¿nienie - dyplom "PRO ECCLESIA ET PONTIFICE".

Wraz z odznaczeniem otrzymuje dyplom, którego pe³ny tekst w t³umaczeniu z jêzyka ³aciñskiego brzmi:

 

Jan Pawe³ II Najwy¿szy Kap³an
³askawie nadaje i przekazuje
Janowi Kazimierzowi Sobociñskiemu
Order Krzy¿a ¦wiêtego
DLA KO¦CIO£A I PAPIE¯A
ustanowiony dla szczególnie wyró¿niaj±cych siê
gorliw± prac± i wiedz±
udzielaj±c mu jednocze¶nie praw
dekorowania siê osobi¶cie tym znakiem.

W 1999 r. go¶ci w swoim domu, z okazji Dnia Nauczyciela, Premiera Jerzego Buzka.

Podczas obchodów 700 Lecia Miasta ¦wiebodzin Jan Sobociñski otrzymuje zaszczytny tytu³ Honorowego Obywatela Miasta i Gminy ¦wiebodzin.

Jest ojcem czwórki dzieci, ma siedmioro wnucz±t i jedn± prawnuczkê.

Profesor Jan Sobociñski nauczy³ nas otwarto¶ci, tolerancji, chêci poznania kraju i ludzi oraz wielkiego szacunku dla chleba i pracy. Te warto¶ci spowodowa³y potrzebê utrzymywania dalszej przyja¼ni miêdzy nami i naszym Wspania³ym Mentorem, realizacj± jest w³a¶nie od trzydziestu lat dzia³aj±ca "Grupa Opty".

A oto s³owa wpisane do naszej kroniki przez Profesora Sobociñskiego po otrzymaniu tytu³u Honorowego Obywatela - dnia 1 czerwca 2002 roku:

"Dzieñ dzisiejszy zaliczam do najszczê¶liwszych w moim d³ugim ¿yciu.
Spotka³ mnie zaszczyt, o jakim nawet my¶leæ nie mog³em. Nie to jest dla mnie najwa¿niejsze, ¿e rada miasta ¦wiebodzin nada³a mi tytu³ honorowego obywatela ale to, ¿e wymusili to na niej moi dawni uczniowie, z których wiêkszo¶æ mieszka z dala od tego miasta. Do sumiennej pracy wdro¿yli mnie moi Rodzice, rozwinê³a te sk³onno¶ci i nawyki szko³a, zw³aszcza Pañstwowe Seminarium Nauczycielskie w Wymy¶linie, mój ksi±dz prefekt Jan Krystosik.
Wiêc stara³em siê obrany zawód nauczyciela uprawiaæ nienagannie. Uczy³em, stara³em siê jako¶ wp³ywaæ na kszta³towanie charakterów, ostro¿nie przeciwdzia³a³em ateizacji i sowietyzacji wychowanków. Ja nie rozpieszcza³em ich, nie chcia³em byæ dobrym wujkiem, nie oczekiwa³em wdziêczno¶ci. Czasem nawet celowo im dokucza³em. Pamiêtam, jak na wycieczkach nie tylko zmusza³em ich do notowania spostrze¿eñ, ale zabrania³em zabieraæ aparaty radiowe lub kupowaæ lody. A dzi¶ ci dawni wychowankowie wysuwaj± moj± kandydaturê do wyró¿nieñ, pokonuj± setki kilometrów, aby uczestniczyæ w moim wa¿nym dniu.
Patrz±c na nich - mo¿e to ostatnie nasze spotkanie - powstrzymujê ³zy szczê¶cia. My¶lê, ¿e warto byæ nauczycielem. Przecie¿ ci uczniowie to obecnie mê¿owie, ¿ony, rodzice dorastaj±cych dzieci, to dobrzy, m±drzy ludzie, którzy zajmuj± wa¿ne stanowiska w spo³eczeñstwie i dobrze siê z nich wywi±zuj±.
A jednak pamiêtaj± o swoim starym nauczycielu."

Bóg Wam za to zap³aæ.





¦wiebodziñska Gazeta Powiatowa
Wydanie Nr 3 [159] marzec 2005
Wspomnienie

¦p. Jan Sobociñski w ¦wiebodzinie by³ znany w³a¶ciwie wszystkim, a jego skromno¶æ i szlachetno¶æ sprawi³a, ¿e wszyscy go lubili i szanowali. Choæ mówi siê, ¿e „nie ma ludzi niezast±pionych” to w³a¶nie niezast±piony by³ ¶p. prof. Jan Kazimierz Sobociñski: Honorowy Obywatel Miasta ¦wiebodzin, Kawaler Orderu „Pro ecclesia et pontifice" (za zas³ugi dla Ko¶cio³a i papie¿a; order nadawany przez papie¿a), Konfrater Zakonu ¶w. Wincentego á Paulo w Rzymie, wspó³za³o¿yciel Apostolatu Maryjnego, wspó³twórca i wieloletni dyrygent chóru „Harfa”, wspó³za³o¿yciel Grupy „Opty” - Stowarzyszenia im. Lecha Wierusza, wyk³adowca jêzyka niemieckiego i historii Parady¿a w Wy¿szym Seminarium Duchownym w Go¶cikowie-Parady¿u, pedagog, wychowawca i opiekun m³odzie¿y niepe³nosprawnej.

Jan Sobociñski w O¶nie Lubuskim z uczniami i wychowankami - 1949/1950 r.
Jan Sobociñski w O¶nie Lubuskim z uczniami i wychowankami - 1949/1950 r.

Urodzi³ siê 20 lutego 1915 r. w Skêpem w województwie w³oc³awskim. W czasie wojny wywieziony na roboty do Niemiec. W roku 1948 ukoñczy³ Wy¿szy Kurs Nauczycielski w Poznaniu, w 1959 Studium Nauczycielskie - Muzyka - w Raciborzu, w 1961 r. Instytut Pedagogiki Specjalnej w Warszawie i w 1962r. Wy¿sz± Szko³ê Pedagogiczn± w Gdañsku. Pracowa³ w Szkole Powszechnej, Liceum Pedagogicznym, Liceum dla M³odzie¿y Kalekiej.

Podziêkowanie za order
Podziêkowanie za order "Pro ecclesia et pontifice" - 22 grudnia 1997 r.

Jego praca i dzia³alno¶æ w sanatorium i Grupie „Opty” jest powszechnie znana. Dzi¶ publikujemy czê¶æ historii ¿ycia Pana Profesora zwi±zanej z Seminarium w Parady¿u, któr± opisa³ w ksi±¿ce „Diecezjalne Wy¿sze Seminarium Duchowne Gorzów Wielkopolski. - Parady¿; 1947-1997; Ksiêga Jubileuszowa”.

„W roku 1951 zamieszka³em w ¦wiebodzinie. Dowiedzia³em siê wkrótce, ¿e w okolicy jest klasztor w Parady¿u, ¿e tam znajduje siê seminarium duchowne. Czasem przeje¿d¿a³em obok, ale na tym koñczy³a siê moja wiedza o zabytku. Nie by³em nawet pewny, czy nie obowi±zuje tam zasada „obcym wstêp wzbroniony” Nie zna³em bowiem ¿adnego z mieszkañców uczelni, a i nasz proboszcz nie opowiada³ wiele o seminarium.

A¿ nagle którego¶ dnia w pa¼dzierniku 1971 r. zjawi³ siê w moim mieszkaniu m³ody, sympatyczny ksi±dz, przedstawi³ siê jako ojciec duchowny seminarium w Parady¿u i w imieniu ksiêdza rektora zaproponowa³ mi objêcie lektoratu jêzyka niemieckiego. Nie tajê, ¿e to zaproszenie przerazi³o mnie. Próbowa³em siê jako¶ wykrêciæ, ¿e nie jestem kwalifikowanym germanist±, ¿e mam du¿o pracy. Nie wymieni³em powodu najwa¿niejszego: ¿e siê po prostu bojê, bo mogê straciæ pracê pañstwow±, a mam na utrzymaniu liczn± rodzinê. Dwa pierwsze argumenty ks. dr Pawe³ Socha - on to by³ w³a¶nie - zbi³ ³atwo. Do tchórzostwa ja siê nie przyzna³em. Stanê³o na tym, ¿e przyjmê obowi±zki na trzy miesi±ce, dopóki ks. Rektor nie znajdzie sta³ego lektora. Nie znalaz³ (pewno nawet nie szuka³). Znalaz³em siê w innym ¶wiecie. Du¿e pomieszczenia, cisza w salach, cisza na korytarzach, powaga profesorów, skupienie studentów, pokój udzielany tylko ludziom dobrej woli.

A gdy w ko¶ciele na Mszy ¶w. zabrzmia³ ¶piew pó³torej setki zdrowych mêskich g³osów, to taki nastrój ogarn±³ cz³owieka, ¿e cisnê³y siê na my¶l s³owa Adama Asnyka: „coraz siê dusza ludzka rozprzestrzenia i wiêkszym staje siê Bóg”. Min±³ moment strachu przed w³adzami PRL. Ju¿ i ja nie przypomina³em ks. Rektorowi Teofilowi Herrmannowi, ¿e trzymiesiêczny okres zastêpstwa min±³.

Do Parady¿a przyje¿d¿a³em o godzinie 6:25, aby zd±¿yæ na Mszê ¶w. Potem sz³o siê na ¶niadanie. Ks. Rektor posadzi³ mnie na naczelnym miejscu za sto³em, co mnie bardzo krêpowa³o wobec takich powag jak ks. doc. Usowicz, ks. dr Chorzêpa i inni. Zajêcia dydaktyczne nie sprawia³y k³opotu. Klerycy okazywali siê zdolnymi, chêtnymi uczniami.

Seminarium duchownemu zawdziêczam moje najwspanialsze prze¿ycia. Jako pracownik diecezjalny uczelni mog³em dziêki biskupowi Paw³owi Sosze uczestniczyæ w pielgrzymce Roku ¦wiêtego 1975. Po raz pierwszy widzia³em z bliska papie¿a (Paw³a VI), zwiedzi³em Watykan, katakumby, Monte Cassino. Pielgrzymka Roku ¦wiêtego spowodowa³a te¿ koniec mojej pracy pedagogicznej „dla Polski Ludowej". Gdy bowiem po powrocie z Rzymu ks. Stanis³aw Raba, ówczesny wikary parafii ¦w. Micha³a w ¦wiebodzinie poprosi³ mnie o wyg³oszenie sprawozdania z pielgrzymki wiernym w ko¶ciele, pro¶bie tej chêtnie uczyni³em zado¶æ. A ¿e w tym momencie wy³±czono pr±d i nie mog³em korzystaæ z mikrofonu, wiêc dla lepszej s³yszalno¶ci wszed³em na ambonê. Ten zabieg okaza³ siê tak skuteczny, ¿e nie tylko wierni zebrani w ko¶ciele poznali cel i przebieg pielgrzymki, ale natychmiast dowiedzia³ siê o tym inspektor szkolny i „zaj±³ stanowisko”. Po krótkiej rozmowie, która upewni³a go, ¿e "g³osi³em kazanie” o¶wiadczy³ zdecydowanie: „Taki nauczyciel nie mo¿e wychowywaæ polskiej m³odzie¿y".

W roku 1980 w Parady¿u powsta³ Apostolat Maryjny. Jego za³o¿yciel ks. doc. Teofil Herrmann (od red. - ks. doc. T. Herrmann zmar³ w Warszawie w 2003 r.) od pocz±tku wtajemnicza³ mnie w swoje plany organizacyjne, czasem nawet zasiêga³ mojej opinii, pozwala³ wyg³aszaæ referaty na zebraniach, przyjmowa³ artyku³y do redagowanego przezeñ pisma „Promienie Po¶redniczki £ask" Przesadnie nazywa³ mnie pierwszym aposto³em.

Od roku 1980 grupa by³ych uczniów niemieckich szko³y paradyskiej nawi±za³a kontakt z seminarium. Oni dostarczyli mi ksi±¿ki T. Warmiñskiego, P. Mansecka i Fr. Lehmanna. Opis budowy i wyposa¿enie ko¶cio³a klasztornego zawiera ksi±¿ka St. Wiliñskiego. Odkrywaj±c coraz wiêcej szczegó³ów z dziejów Parady¿a uros³em w oczach kleryków, a nawet ksiê¿y profesorów do miana rzeczoznawcy w tych sprawach."

Od kilku lat ¶p. Pan Profesor Sobociñski nie prowadzi³ ju¿ lektoratu z jêzyka niemieckiego, ale ca³y czas by³ obecny w ¿yciu seminarium, m.in. oprowadzaj±c pielgrzymki i wycieczki po zabytkowym obiekcie Parady¿a, publikowa³ artyku³y i wspomnienia.

W paradyskim wirydarzu 1999 r
W paradyskim wirydarzu 1999 r.

Pamiêci profesora Jana Sobociñskiego zosta³ po¶wiêcony uroczysty koncert zorganizowany 19 lutego 2005 r. przez Burmistrza ¦wiebodzina i Dyrektora Muzeum Regionalnego w 90 rocznicê urodzin Pana Profesora. W programie znalaz³y siê utwory miêdzy innymi Chopina, Mozarta, Vivaldiego.

Trzy pokolenia Janów: Jan Kazimierz Sobociñski - Ojciec, Jan Sobociñski - syn, Jan Stanis³aw Sobociñski - wnuk.
Trzy pokolenia Janów: Jan Kazimierz Sobociñski - Ojciec, Jan Sobociñski - syn, Jan Stanis³aw Sobociñski - wnuk.

Redakcja ¦wiebodziñskiej Gazety Powiatowej serdecznie dziêkuje Pani Danusi i Janowi Sobociñskim za udostêpnienie fotografii z archiwum rodzinnego.

 

Marta Sieciechowicz



 Dzieñ za Dniem
Wydanie Nr 38 [151] z dnia 29 wrze¶nia 2004
Prze³azy (gm. Lubrza). Wiêzy na ca³e ¿ycie dziêki ludziom wyj±tkowej wra¿liwo¶ci
Szko³a m±drego dzieciñstwa - dziedzictwem kilku pokoleñ

Profesor Jan Sobociñski.
Profesor, nauczyciel, wychowawca, mentor i przyjaciel. Na spotkanie z Nim niektórzy czekali a¿ ca³y rok, inni nawet trzydzie¶ci lat, ale gdy przyjecha³ wszyscy chcieli Go nosiæ na rêkach po pa³acu swojego dzieciñstwa.

Wszyscy, to znaczy ludzie z ca³ej Polski i Europy: stale u¶miechniêta Basia z £odzi, która z pacjentki przeobrazi³a siê w lekarza, szefuj±cy im Andrzej - wielka Figura w warszawskim hotelu Mariott, sympatyczny Zenek z Wroc³awia - pasjonat ¿agli, Zo¶ka z "Wysokich obcasów" Gazety Wyborczej, która mówi³a o sobie podczas zlotu - Koñ Koordynator, i Maria - Koñ Poci±gowy (przepraszam Pani± za to niezgrabne i nieprofesjonalne okre¶lenie), która wziê³a na siebie z Zosi± ciê¿ar organizacji tak udanego zlotu, Sonia i jej m±¿ Józek z Pragi czeskiej, Pani Profesor nadzw. dr hab. Ewa Zeyland-Malawka z Gdañska, która piêædziesi±t lat temu "zapomnia³a siê" przy "swoich dzieciach" na kilka lat w³a¶nie w Prze³azach, Ania ze ¦wiebodzina, pe³na uroku i wdziêku, nie pozwalaj±ca innym o sobie zapominaæ, i ... mo¿na by tak d³ugo jeszcze i d³ugo przedstawiaæ.

Zloty "Grupy Opty" im. Z. Teligi, a pó¼niej Stowarzyszenia im. dra Lecha Wierusza, pod którego okiem i ramionami wyros³o, odbywaj± siê co roku ju¿ od trzydziestu lat. Za ka¿dym razem gdzie indziej w Polsce, ale okr±g³e rocznice zawsze "blisko macierzy", jak to powiedzia³ Zbyszek £yczakowski, czyli w Prze³azach lub £agowie, to znaczy - u nas.

No có¿, wszyscy (znowu to okropne s³owo "wszyscy" - wybaczcie Optymi¶ci), zaskoczyli siê wzajemnie. Lek. Barbara Zakrzewska-Dryñska szepnê³a skromnie do ucha naszego reportera: - Nasze spotkania powinny byæ wzorem dla tych "piêknych i zdrowych", którzy przy nas - kulawcach - okazuj± siê tak bardzo smutni i chorzy. Komputerowiec, autor witryny internetowej Grupy Opty doda³: - Rozproszyli¶my siê po ca³ej Europie i ¶wiecie. £±cz± nas Prze³azy i nasz Profesor. A prezes Medyñski nakaza³: - W lutym spotkamy siê Wszyscy w ¦wiebodzinie na 90 urodzinach naszego Profesora. - Cieszê siê bardzo, ¿e moi pacjenci sprzed pó³ wieku znajduj± rado¶æ w zabawie, ¶piewie, kontakcie z lud¼mi, ¿e s± lud¼mi spe³nionymi - podsumowa³a spotkanie u go¶cinnego Micha³a Chromiñskiego prof. Ewa Zeyland.

wuz



 Dzieñ za Dniem
Wydanie Nr 45 [158] z dnia 17 listopada 2004
¦wiebodzin. Presti¿owa statuetka dla Jana Sobociñskiego
Z³ota tarcza

¦wiebodziñski starosta i zarz±d powiatu uhonorowali Jana Sobociñskiego "Z³ot± Tarcz± Powiatu". W jego imieniu symboliczny podarunek odebra³ syn Jan podczas uroczysto¶ci obchodów Narodowego ¦wiêta Niepodleg³o¶ci w czwartek 11 listopada.

Na statuetce z jednej strony umieszczone s± herby Piastów Wielkopolskich i Dolno¶l±skich oraz herb cysterski i Krzy¿ Maltañski. Druga strona zawiera maksymê Jana Paw³a II.

Postaæ niezwykle wa¿n± i zas³u¿on± dla naszego regionu - Jana Sobociñskiego, przedstawi³a zgromadzonym wicedyrektor Zespo³u Szkó³ Ogólnokszta³c±cych w ¦wiebodzinie - Barbara Lewandowska, która wspó³pracowa³a z uhonorowanym i jest zaprzyja¼niona z rodzin±. Na tê szczególn± okazjê B. Lewandowska przygotowa³a dwa znacz±ce fakty z ¿ycia nestora ¶wiebodziñskiej o¶wiaty. - W 1975 roku na mszy ¶w. dla m³odzie¿y wyst±pi³ Jan Sobociñski, by podzieliæ siê wra¿eniami z wycieczki do Rzymu - mówi B. Lewandowska. Nastêpnego dnia zosta³ pozbawiony funkcji nauczyciela. Ówczesne w³adze uzna³y, ¿e "taki cz³owiek", w ich mniemaniu nieprawomy¶lny, nie mo¿e mieæ kontaktu z m³odzie¿±. Natomiast w roku 1999 Janina Ochojska, wychowanka profesora, zaprosi³a go jako honorowego go¶cia do udzia³u w audycji telewizyjnej, gdzie tê wielk± postaæ zobaczy³a ca³a Polska.

Przypomnijmy, ¿e Jan Sobociñski otrzyma³ dyplom od papie¿a Jana Paw³a II, by³ u niego z wizyt± premier Jerzy Buzek, otrzyma³ równie¿ tytu³ Honorowego obywatela ¦wiebodzina. Prawo¶ci s³owa by³ wierny przez ca³e swoje ¿ycie. Zawsze mia³ te¿ wsparcie w rodzinie, czwórce dzieci i synowych. Obecnie przebywa w szpitalu i walczy z chorob±. Tak¿e jest przy nim rodzina.

Dodajmy, ¿e "Z³ot± Tarczê Powiatu", owo presti¿owe wyró¿nienie, wcze¶niej otrzymali starostowie Nowego Tomy¶la i Ostprignitz Ruppin, marsza³ek lubuski, ¶wiebodziñskie organizacje kombatanckie, ¦wiebodziñski Zwi±zek Kresowian, NSZZ "Solodarno¶æ", biskup ordynariusz, ks. dziekan Benedykt Pacyga, Tomasz Karataj, Wac³aw ¯urakowski, Lech Ko³dyka i ks. Norbert Nowak - proboszcz z £agowa.

wuz



Okolice Najbli¿sze
Wydania nr 12(095) 2004
Byæ prawym cz³owiekiem

Jan Kazimierz Sobociñski urodzi³ siê 89 lat temu. Pochodzi³ z centralnej Polski. Na nasze tereny trafi³ przypadkowo. Po ukoñczeniu w 1948 roku, Wy¿szego Kursu Nauczycielskiego w Poznaniu, zosta³ skierowany do O¶na Lubuskiego, gdy¿ jak mówi³y ówczesne w³adze, by³a potrzeba tworzenia zrêbów polsko¶ci na zachodzie kraju. Pan Jan uczy³ w O¶nie przez trzy lata. Jednak jak sam wspomina³, nie pasowa³ do tej rzeczywisto¶ci. Jego ojciec, ¿o³nierz w wojsku rosyjskim, który prze¿y³ rewolucjê, wpoi³ synowi inne warto¶ci. „Praklata w³a¶æ"- takie okre¶lenie mia³ na panuj±cy wówczas ustrój. Za swoje przekonania, za to ¿e chodzi³ do ko¶cio³a. Jan Sobociñski zosta³ karnie przeniesiony do ¦wiebodzina. By³ to rok 1951. Trafi³ do ówczesnego Sanatorium Ortopedycznego, gdzie rozpoczyna³ te¿ pracê dyrektor Lech Wierusz. Pan Jan uczy³ przede wszystkim matematyki, ale te¿ ¶piewu, a potem jêzyka rosyjskiego i niemieckiego, nie tylko w sanatorium, ale te¿ w „ogólniaku" i w „dwójce". Jako nauczyciel pracowa³ w sanatorium a¿ do emerytury – 1975 r. Jan Sobociñski za³o¿y³ i prowadzi³ Ko³o Krajoznawczo-Turystyczne. Dziêki temu, m³odzi, niepe³nosprawni ludzie mogli zwiedziæ ciekawe miejsca w Polsce. Zawi±zane w sanatoryjnej szkole przyja¼nie, zaowocowa³y po latach za³o¿eniem turystycznej „Grupy OPTY" im. Lecha Wierusza. Do dzisiaj doro¶li ju¿ (40-50 letni) ludzie, rozproszeni po ca³ym kraju, co roku organizuj± zjazdy, na których nie mog³o zabrakn±æ ich ukochanego wychowawcy. Zjazd w 2002 roku odby³ siê w Bieszczadach. Jan Sobociñski przez osiem dni razem z innymi dziarsko wêdrowa³ po górach.

W Bieszczadach z wychowankami - 2002 r.
W Bieszczadach z wychowankami - 2002 r.

Jednak Jan Sobociñski znany by³ g³ównie ze swoich muzycznych talentów. W 1953 roku za³o¿y³ i przez lata kierowa³ ¶wiebodziñskim chórem „Harfa". By³ to chór mieszany, nawet 40-osobowy, czterog³osowy. Swoimi wystêpami zespó³ u¶wietnia³ wszelkie uroczysto¶ci miejskie. Do 1970 roku ¦wiebodzin by³ siedzib± Lubuskiego Oddzia³u Polskiego Zjednoczenia Zespo³ów ¦piewaczych i Instrumentalnych, a Jan Sobociñski by³ dyrektorem artystycznym. Jemu podlega³y zespo³y z Sulechowa, Zb±szynka, Górek Noteckich, Sulêcina czy Gorzowa. Pamiêtnym wystêpem dla Jana by³a impreza w 1956 roku w Poznaniu, na której wszystkie zjednoczone chóry, razem od¶piewa³y tzw. Suitê Lubusk±, skomponowan± przez artystê wielkopolskiego Stefana Boles³awa Poradowskiego. Co roku zespó³ koncertowa³ w Zielonej Górze podczas winobrania, by³ na wystêpach w Warszawie i w innych miastach w Polsce.

Jan Sobociñski - Honorowy Obywatel ¦wiebodzina
Jan Sobociñski - Honorowy Obywatel ¦wiebodzina

Dzia³alno¶æ pedagogiczna i artystyczna Jana Sobociñskiego zosta³a doceniona dopiero po latach. Dwa lata temu, podczas obchodów 700-lecia ¦wiebodzina, w³adze miasta nada³y mu godno¶æ „Honorowego Obywatela". Rada Miejska tak argumentowa³a swoj± decyzjê: „Za kszta³towanie postaw obywatelskich m³odego pokolenia ¦wiebodzinian. Wychowanie aktywnych, otwartych, kieruj±cych siê trwa³ymi zasadami ludzi, z których nasz kraj mo¿e byæ dumny. Za „przyk³ad jak ¿yæ uczciwie i s³u¿yæ swoim ¿yciem innym ludziom..."

Jan Sobociñski zosta³ te¿ odznaczony medalem papieskim za wk³ad w nauczaniu kleryków w Go¶cikowie. Bo trzeba wiedzieæ, ¿e pan Jan, równocze¶nie z nauczaniem w ¶wiebodziñskich szko³ach, przez ponad 30 lat prowadzi³ wyk³ady z jêzyka niemieckiego w seminarium. Jest autorem ksi±¿ki pt. „Parady¿ - placówka wychowawcza w latach 1836-1952". W lutym przysz³ego roku Jan Kazimierz Sobociñski - pedagog, artysta (gra³ równie¿ na skrzypcach), pisarz historyk, skoñczy³by 90 lat. Dochowa³ siê 4 dzieci, 7 wnuków i jednej prawnuczki.

Elegancki starszy pan, z nieod³±cznym, charakterystycznym w±sem, by³ dumny ze swojego ¿ycia. Za swoje przekonania nie awansowa³ na kierownicze stanowiska, ale zawsze by³ wierny swojemu ¿yciowemu mottu: „Byæ prawym cz³owiekiem".

Jan Kazimierz Sobociñski zmar³ 29 listopada.

Andrzej Lichuta



 Dzieñ za Dniem
Wydanie Nr 47 [160] z dnia 1 grudnia 2004
¦wiebodzin. Odszed³ Honorowy Obywatel Miasta - Jan Sobociñski
Urodzony w niewoli

Jan Sobociñski urodzi³ siê w 1915 roku na Ziemi Dobrzyñskiej w miejscowo¶ci Skêpe. Przyszed³ na ¶wiat w kilka dni po zmianie okupacji rosyjskiej na niemieck±, w domu rymarza Jana Sobociñskiego. "Urodzony w niewoli" mia³ nie³atwe dzieciñstwo, pozna³ biedê, g³ód i choroby. Po zakoñczeniu pierwszej wojny rodzice wys³ali go do ochronki prowadzonej przez zakonnice skrytki.

W 1920 roku prze¿y³ najazd bolszewicki. Dwa lata pó¼niej rozpocz±³ naukê w szkole powszechnej, któr± po siedmiu latach pomimo braku podrêczników i wielu zajêæ w gospodarstwie ukoñczy³ jako jeden z najlepszych. Ojciec pragn±³ przysposobiæ go na solidnego, jak sam rzemie¶lnika, ale pod wp³ywem pracowników szko³y zgodzi³ siê na dalsz± edukacjê syna w seminarium nauczycielskim. Ulubionym przedmiotem by³a matematyka, znienawidzonym za¶ przez seminarzystê wychowanie fizyczne (za brak ³y¿ew ocena niedostateczna na pierwsze pó³rocze).

Seminarium wychowywa³o w duchu patriotyzmu. Po ukoñczeniu szko³y J. Sobociñski zg³osi³ siê ochotniczo do wojska. Szko³ê Podchor±¿ych ukoñczy³ w stopniu kaprala podchor±¿ego. We wrze¶niu 1937 roku podj±³ pracê nauczycielsk±.

Wiosn± 1938 roku otrzyma³ nominacjê na oficera rezerwy, wraz z wybuchem wojny zameldowa³ siê w jednostce mobilizacyjnej w Skierniewicach. Piêtnastego pa¼dziernika 1939 roku, unikaj±c niewoli, powróci³ do domu. W 1941 roku zosta³ aresztowany i wywieziony do Turyngii. Pracowa³ tam w grupie 80. Polaków w maj±tku Aga. W wolnych chwilach uczy³ polskie dzieci czytaæ, pisaæ i poznawaæ dzieje Polski. W tym¿e maj±tku zawar³ zwi±zek ma³¿eñski z Honorat± Kordylewsk±, z którego w roku 1944 urodzi³ siê syn Jan.

Po zakoñczeniu wojny powróci³ wraz z rodzin± do kraju. Zosta³ zatrudniony w Liceum Pedagogicznym w O¶nie Lubuskim. Wzorowe stosunki kole¿eñskie, uleg³y zak³óceniu, gdy jeden z nauczycieli wst±pi³ do partii. Na dzia³alno¶æ szko³y zaczê³y oddzia³ywaæ tzw. "czynniki". M³odzie¿ zaczêto wzywaæ do UB, mno¿y³y siê donosy na nauczycieli za ich "nieprawomy¶lno¶æ", a w 1951 roku wiêkszo¶æ nauczycieli rozes³ano po ca³ym województwie.

Pan Jan skierowany zosta³ do szko³y przy Zak³adzie Leczniczo-Wychowawczym w ¦wiebodzinie, którego kierownictwo obj±³ w³a¶nie dr Lech Wierusz. Zamkniêty charakter zak³adu dawa³ pe³ne poczucie bezpieczeñstwa zatrudnionym tutaj pracownikom. Nie znaczy to jednak, ¿e J. Sobociñskiego pozostawiono w spokoju. Gdy na przyk³ad w 1969 roku przygotowywa³ w gronie kolegów i by³ych uczniów publikacjê z okazji 20-lecia szko³y, us³ysza³, ¿e pracy tej nie mo¿e firmowaæ swoim nazwiskiem.

Podobnie w 1970 roku na zebraniu Zwi±zku Chórów Polskich wszyscy dyrygenci wysunêli powtórnie kandydaturê Sobociñskiego na dyrektora artystycznego zwi±zku, i tym razem ówczesne w³adze polityczne i o¶wiatowe kategorycznie siê sprzeciwi³y. W wyniku tego zwi±zek upad³.

W 1975 roku J. Sobociñski przeszed³ na emeryturê. Dyrektor nak³ania³ emeryta do pozostania "choæby na ca³y etat". Wkrótce jednak, po wyg³oszeniu w ko¶ciele sprawozdania z pielgrzymki do Rzymu - otrzyma³ natychmiastowe wymówienie, bo "taki cz³owiek nie mo¿e mieæ kontaktów z polskimi dzieæmi".

Na pewn± dzia³alno¶æ zezwolono jednak. Kierownictwo Chóru "Harfa" spoczywa³o w rêkach Jana Sobociñskiego przez prawie dwadzie¶cia lat. Prowadzi³ te¿ chór przy Spó³dzielni "Przemys³ Drzewny", nale¿a³ do rady nadzorczej PSS.

Od 1971 roku Jan Sobociñski pracowa³ w Wy¿szym Seminarium Duchownym w Go¶cikowie jako lektor jêzyka niemieckiego, po¶wiêcaj±c nadal swój wolny czas dzia³alno¶ci spo³ecznej. By³ on inicjatorem i organizatorem grupy krajoznawczej "OPTY", która wspó³pracowa³a z Towarzystwem Przyjació³ Ziemi ¦wiebodziñskiej. Zajmowa³ siê tak¿e pisarstwem. By³ autorem pierwszego z "Zeszytów ¦wiebodziñskich" pod tytu³em "Pierwszy Chór Ziemi Lubuskiej - Harfa" (1984), dzie³a historycznego "Parady¿ - placówka wychowawcza w latach 1836 - 1952" i innych publikacji oraz t³umaczem tekstów historycznych dotycz±cych Ziemi ¦wiebodziñskiej.

Cze¶æ Jego Pamiêci.

wuz

Okolice Najbli¿sze
Wydanie Nr 3 [98] marzec 2005
Koncert pamiêci

W sobotê 19 lutego, w ¶wiebodziñskim ratuszu odby³ siê uroczysty koncert, po¶wiêcony pamiêci prof. Jana Kazimierza Sobociñskiego, w 90 rocznicê jego urodzin. Patronem koncertu by³ burmistrz ¦wiebodzina.

Na koncert licznie przybyli zaproszeni go¶cie
Na koncert licznie przybyli zaproszeni go¶cie.

Obszerna sala ¶lubów z ledwo¶ci± pomie¶ci³a zaproszonych go¶ci. W¶ród nich byli czo³owi przedstawiciele Powiatu i Gminy, proboszczowie naszych parafii, ksiê¿a z seminarium w Paradyzu, najbli¿sza rodzina Jana Sobociñskiego, jego przyjaciele i znajomi. Na wstêpie Marek Nowacki, dyr.

Muzeum Regionalnego i wspó³organizator koncertu, przywita³ zgromadzonych i w paru s³owach ciep³o wspomnia³ najistotniejsze wydarzenia z ¿ycia Jana Sobociñskiego. Chcieliby¶my aby ten koncert by³ ho³dem z³o¿onym cz³owiekowi wyj±tkowemu - mówi³ Marek Nowacki. Elegancki starszy pan, z charakterystycznym w±sikiem, nie zbudowa³ tu ¿adnego szpitala, szko³y, czy przedszkola. Jan Sobociñski by³ skromnym nauczycielem i wychowawc±. Jednak jego aktywno¶æ, zaanga¿owanie, otwarto¶æ, niez³omno¶æ i osobiste relacje z wieloma lud¼mi, zaskarbi³y mu mnóstwo przyjació³ i szczególne miejsce w naszej pamiêci. Pan Jan nigdy nie by³ zaanga¿owany politycznie. Wychowany w rodzinie o g³êbokich tradycjach patriotycznych i religijnych, swoich osobistych nieprzyjació³ zawsze traktowa³ z i¶cie chrze¶cijañsk± wyrozumia³o¶ci± i mi³osierdziem, wspomina M. Nowacki. Za swoje liczne zas³ugi nigdy nie domaga³ siê poklasku. Jednak Jana Sobociñskiego docenili inni. Wielkim wyró¿nieniem by³o odznaczenie medalem papieskim. W³adze miasta w 2002 roku nada³y mu honorowe obywatelstwo, a Starostwo Powiatowe tytu³ zas³u¿onego dla Powiatu ¦wiebodziñskiego. Pan Jan nie doczeka³ swoich 90 urodzin. Zmar³ 29 listopada 2004 roku.

Gra³ Kwartet Pomorski.
Gra³ Kwartet Pomorski.

Zebrani w skupieniu i z szacunkiem wys³ucha³ wspomnieñ o tym prawym cz³owieku, jakim by³ Jan Sobociñski W podobnie podnios³ej atmosferze, go¶cie z przyjemno¶ci; wys³uchali koncertu smyczkowego Kwartetu Pomorskiego : Bydgoszczy. W programie znalazry siê utwory W.A. Mozarta J.S. Bacha, J. Haydna, F. Chopina, G. Gershwina i innycl bardziej lub mniej znanych kompozytorów.

L. Kowalczyk

¦wiebodziñska Gazeta Powiatowa
Wydania nr 04(124) 2002
Jan Kazimierz Sobociñski

W roku 1997 Wy¿sze Diecezjalne Seminarium Duchowne - diecezji zielonogórsko-gorzowskiej w Parady¿u-Go¶cikowie obchodzi³o 50 lat swego istnienia. Z tej okazji zosta³a wydana Ksiêga Jubileuszowa, w której zamieszczono wiele informacji i wspomnieñ.

Jedno z takich wspomnieñ napisa³ prof. Jan Kazimierz Sobociñski, d³ugoletni lektor jêzyka niemieckiego w Seminarium.


PRO ECCLESIA ET PONTIFICE

W roku 1997 mgr Jan Sobociñski zosta³ odznaczony medalem papieskim "PRO ECCLESIA ET PONTIFICE" - tzn. DLA KOSCIO£A I PAPIE¯A.

W roku 1951 zamieszka³em w ¦wiebodzinie. Dowiedzia³em siê wkrótce, ¿e w okolicy jest klasztor w Parady¿u, ¿e tam znajduje siê seminarium duchowne. Czasem przeje¿d¿a³em obok, ale na tym koñczy³a siê moja wiedza o zabytku. Nie by³em nawet pewny, czy nie obowi±zuje tam zasada "Obcym wstêp wzbroniony". Nie zna³em bowiem ¿adnego z mieszkañców uczelni a, i nasz proboszcz nie opowiada³ wiele o seminarium.

A¿ nagle którego¶ dnia w pa¼dzierniku 1971 r. zjawi³ siê w moim mieszkaniu m³ody, sympatyczny ksi±dz, przedstawi³ siê jako ojciec duchowny seminarium w Parady¿u i w imieniu ks. rektora zaproponowa³ mi objêcie lektoratu jêzyka niemieckiego. Nie tajê, ¿e to zaproszenie przerazi³o mnie. Próbowa³em siê jako¶ wykrêciæ, ¿e nie jestem kwalifikowanym germanist±, ¿e mam du¿o pracy. Nie wymieni³em powodu najwa¿niejszego: ¿e siê po prostu bojê, bo mogê straciæ pracê pañstwow±, a mam na utrzymaniu liczn± rodzinê. Dwa pierwsze argumenty ks. dr Pawe³ Socha - on to by³ w³a¶nie - zbi³ ³atwo. Do tchórzostwa ja siê nie przyzna³em. Stanê³o na tym, ¿e przyjmê obowi±zki na jakie¶ trzy miesi±ce, dopóki ks. Rektor nie znajdzie sta³ego lektora. Nie znalaz³ (pewno nawet nie szuka³).

Zacz±³em pracê na ca³kiem nowych warunkach. Dot±d bowiem uczy³em i w szko³ach wiejskich przed wojn± i w szkole zawodowej, i w liceum pedagogicznym, i ogólnokszta³c±cym, i w zak³adzie dla kalek - lecz tu znalaz³em siê w innym ¶wiecie. By³em oczarowany. Du¿e pomieszczenia, cisza w salach, cisza na korytarzach, powaga profesorów, skupienie studentów, pokój udzielany tylko ludziom dobrej woli.

A gdy w ko¶ciele na Mszy ¶w. zabrzmia³ ¶piew pó³torej setki zdrowych mêskich g³osów, to taki nastrój ogarn±³ cz³owieka, ¿e cisnê³y siê na my¶l s³owa A. Asnyka: "...coraz siê, dusza ludzka rozprzestrzenia i wiêkszym staje siê Bóg". Min±³ moment strachu przed w³adzami PRL. Ju¿ i ja nie przypomina³em ks. rektorowi T. Herrmannowi, ¿e trzymiesiêczny okres zastêpstwa min±³.

Do Parady¿a przyje¿d¿a³em o godz. 6:25, aby zd±¿yæ na Mszê ¶w. Potem sz³o siê na ¶niadanie, Ks. Rektor posadzi³ mnie na naczelnym miejscu za sto³em, co mnie bardzo krêpowa³o wobec takich powag jak ks. doc. Usowicz, ks. dr Chorzêpa i inni.

Zajêcia dydaktyczne nie sprawia³y k³opotu. Klerycy okazywali siê zdolnymi, chêtnymi uczniami. Do dzi¶ pamiêtam, twarze i nazwiska dzisiaj dostojnych kap³anów jak ks. Koland, ks. Czekaj. Program nauczania nie by³ narzucony "urzêdowo", uk³adali¶my go wspólnie. Moje samopoczucie w seminarium by³o specyficzne. By³em jedynym nauczycielem ¶wieckim w¶ród grona wyk³adowców duchownych. Wprawdzie ³aciny uczyli pó¼niej ¶wieccy lektorzy, ale ¿aden z nich d³ugo tu miejsca nie zagrza³. By³o ich trzech, nie zapamiêta³em ¿adnego nazwiska.

Seminarium duchownemu zawdziêczam moje najwspanialsze prze¿ycia, jako pracownik diecezjalny uczelni mog³em dziêki (ju¿ wtedy biskupowi) ks. P. Sosze uczestniczyæ w pielgrzymce Roku ¦wiêtego 1975. Po raz pierwszy widzia³em z bliska papie¿a (Paw³a VI), zwiedzi³em Watykan, katakumby, Monte Cassino. By³a to dla mnie równie¿ pierwsza podró¿ samolotem. Pielgrzymka Roku ¦wiêtego spowodowa³a te¿ koniec mojej pracy pedagogicznej "dla Polski Ludowej". Gdy bowiem po powrocie z Rzymu ks. S. Raba, ówczesny wikary parafii ¶w. Micha³a w ¦wiebodzinie poprosi³ mnie o wyg³oszenie sprawozdania z pielgrzymki wiernym w ko¶ciele, pro¶bie tej chêtnie uczyni³em zado¶æ. A ¿e w tym momencie wy³±czono pr±d i nie mog³em korzystaæ z mikrofonu, wiêc dla lepszej s³yszalno¶ci wszed³em na ambonê. Ten zabieg okaza³ siê tak skuteczny, ¿e nie tylko wierni zebrani w ko¶ciele poznali cel i przebieg pielgrzymki, ale natychmiast dowiedzia³ siê o tym inspektor szkolny i "zaj±³ stanowisko".

Po krótkiej ze mn± rozmowie, która upewni³a go, ¿e "g³osi³em kazanie", o¶wiadczy³ zdecydowanie: "Taki nauczyciel nie mo¿e wychowywaæ polskiej m³odzie¿y". Lecz pracê z pewn± czê¶ci± polskiej m³odzie¿y - tej, która nie jednoczy³a siê "w szeregi budowniczych socjalizmu" - kontynuowa³em w wiêkszym jeszcze zakresie, bo mog³em siê jej po¶wieciæ bez reszty.

W roku 1980 w Parady¿u powsta³ Apostolat Maryjny. Jego za³o¿yciel b. doc. T. Herrmann od pocz±tku wtajemnicza³ mnie w swoje plany organizacyjne, czasem nawet zasiêga³ mojej opinii, pozwala³ wyg³aszaæ referaty na zebraniach, przyjmowa³ artyku³y do redagowanego przezeñ pisma "Promienie Po¶redniczki £ask". Przesadnie nazywa³ mnie pierwszym aposto³em.

Gdzie¶ od roku 1976 by³em po¶rednikiem miedzy domem sióstr joannitek Immaculmatahaus w Slraumsbergu i naszym seminarium. Ks. rektor Henryk Dworak przychyli³ siê do pro¶by siostry prze³o¿onej Assumpty Blaß, aby w czasie wakacji o¶miu kleryków pomaga³o siostrom w ogrodzie. Korzy¶æ by³a obopólna, bo m³odzi ludzie æwiczyli jêzyk niemiecki przy pracy, w czasie Mszy ¶w. i przy posi³ku. Ta wspó³praca utrzymywa³a siê z przerw± stanu wojennego a¿ do momentu likwidacji Immaculmatahaus (brak m³odych powo³añ) przed dwoma laty. Jednym z uczestników tych wyjazdów zagranicznych by³ obecny ks. rektor dr Ryszard Tomczak.

Przed kilkunastu laty ks. dr B. Czesz przywióz³ z Poznania ksi±¿kê w jêzyku niemieckim "Kloster Paradies" napisan± przez by³ego nauczyciela tutejszego seminarium nauczycielskiego Wilhelma Doetscha. Praca nie jest wolna od niemieckich akcentów nacjonalistycznych (wydana w 1926 r.), ale zawiera dok³adne dzieje klasztoru cystersów. Przet³umaczy³em ja. na jêzyk polski - i to sta³o siê podstaw± naszej wiedzy o przesz³o¶ci Parady¿a. Pó¼niej, zw³aszcza od roku 1980, grupa by³ych uczniów niemieckich szko³y paradyskiej nawi±za³a kontakt z seminarium. Oni dostarczyli mi ksi±¿ki Theodora Warmiñskiego, P. Mansecka i F. J. Lehmanna. Opis budowy i wyposa¿enie ko¶cio³a klasztornego zawiera ksi±¿ka Stanis³awa Wiliñskiego "Gotycki ko¶ció³ pocysterski opactwa paradyskiego w Go¶cikowie", wydana w 1953 r. w Poznaniu.

Odkrywaj±c coraz wiêcej szczegó³ów z dziejów Parady¿a uros³em w oczach kleryków, a nawet ksiê¿y profesorów do miana rzeczoznawcy (eksperta) w tych sprawach. Co roku tworzy³a siê grupa kandydatów na przewodników po szacownym obiekcie, aby s³u¿yæ informacj± dla licznie przybywaj±cych tu p±tników i turystów. Niektórzy z tych przewodników jak np. ks. Leonard Sadowski czy ks. Robert Per³akowski wykazali wielkie zainteresowanie spraw± i na w³asn± rêkê poszerzali zasób wiedzy o dziejach opactwa. Ks. Per³akowski opracowa³ - jeszcze w seminarium - przydatne dla cudzoziemców kompendium w jêzyku niemieckim.

Je¶li chodzi o moje skromne wyniki w pracy translatorskiej, to mo¿na by wymieniæ t³umaczenie dzie³a ks. bpa Josefa Cordesa "Löscht den Geist nicht aus" z jêzyka niemieckiego na polski oraz album ks. Marka Walczaka "Parady¿" z jêzyka polskiego na niemiecki.

Przed trzema laty pozna³em niemieckiego ksiêdza katolickiego Waltera Reiche, który z grup± swoich parafian przyjecha³ z Zürbig odwiedziæ - jak siê wyrazi³ - swe gniazdo rodzinne. Po d³u¿szej rozmowie dowiedzia³em siê, ¿e z Parady¿em ³±cz± go ciekawe wspomnienia. Na po¿egnanie wrêczy³ mi wydany z okazji jego jubileuszu 50-lecia kap³añstwa bogaty w przygody ¿yciorys. A poniewa¿ ks. Reiche w czasie wojny by³ proboszczem w polskiej parafii Sierakowice na Kaszubach i - choæ nie opanowa³ jêzyka polskiego - utrzymuje do dzi¶ przyjazne stosunki z by³ymi parafianami i ich dzieæmi, zainteresowa³em tym tekstem ks. red. Andrzeja Dragu³ê, który chêtnie przyj±³ mój przek³ad i opublikowa³ go odcinkami w diecezjalnym tygodniku "Aspekty".

Dwa fragmenty ze wspomnieniami ks. Waltera zatytu³owanych "Ein Priesterschicksal in der Kriegs- und ersten Nachkriegszeit an der Grenze zwischen Polen und Deutschland" chcê tu przytoczyæ. Dotycz± one bezpo¶rednio Parady¿a i rzucaj± pewne ¶wiat³o na stosunki panuj±ce tu przed kilkudziesiêciu laty:

"Sze¶æ lat studiów, z czego piêæ w seminarium duchownym doprowadzi³o mnie do ¶wiêceñ kap³añskich, których udzieli³ mi w Pile biskup Maximilian Keller dnia 8 grudnia 1939 r. Mszê prymicyjn± odprawi³em 17.12.1939 r. w rodzinnym ko¶ciele klasztornym w Parady¿u (rodzice mieszkali w Go¶cikowie - J. K. S.). Ju¿ w tym dniu zaczê³y siê niezwyk³e wydarzenia. Patrz±c od strony o³tarza na wype³nion± lud¼mi ¶wi±tyniê zauwa¿y³em stoj±c± u drzwi g³ównych grupê ¿o³nierzy. To ju¿ co¶ niebywa³ego! A potem niespodzianka: wszyscy podchodz± do komunii ¶w. - w mundurach SS. Co to ma znaczyæ? Czy¿by prowokacja? W czasie uroczystego wyj¶cia wszyscy staj± przed drzwiami ko¶cio³a, podchodz± do mnie i sk³adaj± gratulacje z okazji ¶wiêceñ kap³añskich. Za chwilê tajemnica siê wyja¶nia. Ci wszyscy ¿o³nierze s± z nowicjatu franciszkanów z klasztoru Michelsberg w Fuldzie. Pewnej nocy - opowiadaj± mi - policja obstawia klasztor, zabiera wszystkich do s³u¿by wojskowej i transportuje do obozu szkoleniowego SS w pobli¿u Parady¿a. Tutaj w niedzielê udaje im siê uzyskaæ przepustkê na udzia³ w nabo¿eñstwie w pobliskiej wsi Wysokiej wzglêdnie w Parady¿u. To wprost nie do wiary, ale w¶ród tych "SS-manów" by³ pó¼niejszy ojciec Gereon Goldmann, dzisiejszy misjonarz w Japonii. Prze¿y³ wojnê, lego ksi±¿ka "Pod pr±d" (Wider den Strom) pozwala nam ze zdumieniem i przera¿eniem ¶ledziæ jego los".

"Tymczasem - nadszed³ ju¿ maj (1945 - J. K. S.) - dowiadujê siê o losie Parady¿a. Ks. pra³at Meissner z Babimostu, mój wujek, pisze: "Ojciec Adelheid i Urszula ju¿ nie ¿yj±". Tych s³ów nie zapomnê: Ojciec Adelheid, Urszula ju¿ nie ¿yj±! Jaka ¶mieræ ich spotka³a? Gdzie jest matka, gdzie pozosta³e siostry: Irena i Lisel, a gdzie brat Hubert z rodzin±? Ju¿ nie mam spokoju, Jeden z moich ludzi zg³asza chêæ towarzyszenia mi w podró¿y do Babimostu wzglêdnie do Parady¿a. Ruszamy w pocz±tku czerwca. Przed katedr± w Poznaniu dowiadujê siê od pobliskiego ksiêdza o wypêdzeniu wszystkich Niemców. "Chce ksi±dz zobaczyæ nowego proboszcza z Miêdzyrzecza?" "Tak, ale gdzie jest stary proboszcz Bünigh?" - "Nie ma go".

Potem pieszo ze Zb±szynka do Babimostu. Tutaj dowiadujê siê wszystkiego dok³adniej. Ale idê dalej, do Parady¿a. Czy spotkam tam jeszcze kogo¶? Wszêdzie wyludnione wioski. Jest czego siê baæ. Nie mo¿na i¶æ szybko. Mój towarzysz trwa przy mnie wiernie. Mo¿e siê wszêdzie porozumieæ. Dziêki Bogu! Ale oto wie¿a paradyskiego ko¶cio³a. Zbli¿amy siê. Wydaje mi siê, ¿e serce wyskoczy mi z piersi. Na wje¼dzie do wsi od strony Brójec stoj± ludzie; to mieszkañcy Jordanowa. Rozpoznaj± mnie. Od nich dowiadujê siê bli¿szych danych o ¶mierci rodziny. Ojciec zabity, obie siostry: 17 i 18-letnia zak³ute bagnetami. W¶ród wielu ofiar jest te¿ dawny opat klasztoru Weingarten, Micha³ Witowski, którego Niemcy uprowadzili z klasztoru, a który po d³u¿szym pobycie w Berlinie znalaz³ schronienie w Parady¿u i tutaj, na podwórku swoich rodziców znalaz³ ¶mieræ. Wszyscy le¿± we wspólnym grobie na cmentarzu w Jordanowie, opat ma w³asny grób. Pó¼niej zosta³ ekshumowany i dzisiaj spoczywa w ko¶ciele klasztornym w Parady¿u".

Dzi¶ po trzydziestu jeden latach koñcz±c "próbny okres" pracy w Seminarium chcê serdecznie podziêkowaæ kolejnym Magnificencjom: Ks. Docentowi T. Herrmannowi, Ks. Biskupowi P. Sosze, Ks. Biskupowi P. Krupie, Ks. H. Dworakowi, Ks. Biskupowi E. Dajczakowi i mi³o¶ciwie nam dzi¶ panuj±cemu Ks. Dr. R. Tomczakowi za umo¿liwienie mi pracy w tej wspania³ej uczelni katolickiej, która i mnie wiele nauczy³a.

Jan Kazimierz Sobociñski

...Non dignus sum...



¦wiebodziñska Gazeta Powiatowa
Wydanie Nr 07-08 [127-128] 2002

"nie jestem godzien" - rozpocz±³ swe przemówienie Pan Profesor Jan Sobociñski, w dniu l czerwca 2002 r. w którym to dniu otrzyma³ tytu³ Honorowego Obywatela miasta ¦wiebodzina.

Ta ogromna skromno¶æ Pana Profesora, stanê³a w ca³kowitej sprzeczno¶ci ze sposobem, w jaki specjalna sesja Rady Miejskiej by³a prowadzona.

Licznie zgromadzona publiczno¶æ w sali widowiskowej ¦wiebodziñskiego Domu Kultury, z niedowierzaniem s³ucha³a s³ów przewodnicz±cego Rady, zupe³nie nie przygotowanego do przedstawienia curiculum vitae Pana Profesora. Jakie¶ p³askie dowcipy, napomykanie o chorej w±trobie burmistrza, zwracanie siê do ksiêdza dziekana przez per "panie Pacyga", kilkakrotne powtarzanie: "ale potem wszystko by³o na misia", (?), ca³kowite pomylenie tytu³u papieskiego dyplomu, który Pan Profesor otrzyma³ od Ojca ¦wiêtego w roku 1997 - nazwa dyplomu (a tak¿cie medalu), brzmi: PRO ECCLESIA ET PONTIFICE (co znaczy: Dla Ko¶cio³a i Papie¿a).

Przez Pana Przewodnicz±cego zosta³o to nazwane w przedziwnie przekrêcony wyraz: "Pro ekscelencja" (a wystarczy³o wzi±æ do rêki "Gazetê Powiatow±" nr 4 z kwietnia br. gdzie znajduj± siê wspomnienia Pana Profesora i przedruk dyplomu w ca³o¶ci).

Poza tym w sposób niegrzeczny przewodnicz±cy myli³ nazwisko Pana Hilschera, mówi±c ca³y czas: "Hirszer".

Du¿e wzburzenie licznej grupy cz³onków "Opty" (inicjatorów przedstawienia Pana Profesora do tytu³u Honorowego Obywatela miasta ¦wiebodzina) wzbudzi³o ustawiczne mylenie szko³y w Sanatorium (obecnie LORO), ze Szko³a Specjaln±, Któr± to nazwê w latach siedemdziesi±tych szko³a sanatoryjna nosi³a. S³ychaæ by³o g³o¶ne komentarze zdenerwowanych cz³onków grupy "Opty": "co on plecie?, to skandal! dlaczego dopuszczono do g³osu tego cz³owieka?”

W dwa dni po tej paradzie impertynencji i niekompetencji - lotem b³yskawicy obieg³a miasto wiadomo¶æ o "aresztowaniu" przewodnicz±cego Rady Miejskiej, z zupe³nie zreszt± innego powodu.

Gdyby takie wydarzenie (doprowadzenie przez policjê do prokuratury) mia³o miejsce w kraju prawdziwie demokratycznym, cz³owiek pe³ni±cy wa¿n± funkcjê we w³adzach nie tylko lokalnych, zapad³by w polityczny niebyt.

Na razie mamy anarchiê na najwy¿szych szczeblach w³adzy (vide: Lepper i in.) - a jak wiadomo: "ryba psuje siê od g³owy".

Nie zosta³ w ogóle wspomniany 30-letni okres ¿ycia Pana Profesora, kiedy wyk³ada³ w Seminarium Paradyskim jêzyk niemiecki, a który to czas Pan Profesor uwa¿a wrêcz za swój najlepszy i najbardziej owocny w sensie pedagogicznym i naukowym, o ksi±¿kach, które napisa³ i o setkach artyku³ów oraz t³umaczeñ z niemieckiego na polski i vice versa.

Tutaj chcê dodaæ, ¿e w¶ród sporej grupy osób przemawiaj±cych do widzów z trybuny w sali widowiskowej SDK, 80% to byli Niemcy, snuj±cy sentymentalne wspomnienia o ¶wiebodziñskim Heimacie.

Dopiero Pan Andrzej Medyñski - cz³onek grupy "Opty" i dawny pacjent ¶p. Pana dr Lecha Wierusza, nale¿ycie uhonorowa³ Pana Profesora, dziêkuj±c Mu serdecznie za wielkie serce i po¶wiêcenie, jakie okazywa³ swoim uczniom, bêd±c nauczycielem w tej "specjalnej" szkole.

Pan Profesor Jan Sobociñski, do Którego przewodnicz±cy Rady Miejskiej, uporczywie zwraca³ siê "Panie Janie" (bez specjalnej estymy) przekaza³ "Gazecie Powiatowej" tekst hymnu grupy "Opty", wyja¶niaj±c przy tej okazji, dlaczego pacjenci dawnego Sanatorium (jeszcze dawniej "Caritasu"), a uczniowie Pana Profesora - wybrali tê nazwê.

Otó¿ w r. 1971 wysuniêto has³o: "musimy mieæ nazwê naszej turystycznej grupy". W¶ród ró¿nych pomys³ów pad³a propozycja "Opty" - czyli nazwa jachtu Leonida Teligi, wspania³ego ¿eglarza polskiego, który tym w³a¶nie jachtem op³yn±³ ¶wiat. A poza tym, u¶miecha siê Pan Profesor - to by³ pierwszy cz³on s³owa "optymizm" - które to s³owo i idea, jak± ze sob± niesie, by³a bardzo potrzebna moim drogim uczniom, tak bardzo skrzywdzonym przez los.

A potem Pan Profesor wynalaz³ w starym ¶piewniku pie¶ñ, która sta³a siê hymnem grupy "Opty" i trwa do dzisiaj. To w³a¶nie ten hymn za¶piewa³ Pan Profesor ze sceny i do³±czyli do Niego natychmiast, wzruszeni cz³onkowie "Opty".

Czas ju¿ koñczyæ te refleksje, miejscami bardzo gorzkie - ale zosta³ jeszcze jeden temat: Medale 700-lecia: wybito ich ponoæ 200 szt. Wbito je tak ciasno w czerwone etui, ¿e nie mo¿na wyj±æ bez podwa¿enia no¿em, nic dziwnego - na rewersie bowiem "pyszni" siê napis: "700-lecie nabycia praw miejskich ¦wiebodzina".

"Trefny medal" - nazwa³ tê historyczn± wpadkê red. Micha³ Iwanowski (Gazeta Lubuska, 08.06.2002 r.). Urz±d Miejski wydaj±c ów medal, nie skonsultowa³ tych s³ów z ¿adnym historykiem, których w ¦wiebodzinie spora gromadka - wyliczaj±c najbardziej znanych: dyrektor ¦DK - Z. Szumski. dyrektor muzeum Marek Nowacki, nauczyciel historii w ogólniaku Tomasz Mo¿ejko, nauczyciel historii w Szkole Zawodowej Waldemar Wachowski, czy te¿ znany wszystkim regionalista - prof. Jerzy Piotr Majchrzak.

Pan Majchrzak da³ wyraz swemu zbulwersowaniu w³a¶nie w wywiadzie dla red. M. Iwanowskiego - mówi±c, ¿e owszem, medal jest ³adny, ale zupe³nie bezwarto¶ciowy historycznie.

Ciekawe, co te¿ sobie pomy¶leli Lucy Brugman i Eberhardt Hilscher - tak¿e honorowi obywatele ¦wiebodzina, kiedy im ten nieszczêsny napis na rewersie medalu -przet³umaczono; zw³aszcza Pan Hilscher, którego ojciec, Max Hilscher, by³ przed wojn± dyrektorem muzeum w ¦wiebodzinie.

Bo¿ena Sieciechowicz



adres tego artyku³u: www.schwiebus.pl/articles.php?id=61