www.schwiebus.pl

:: W 40 roku, na Sybir nas Matko zes³ali
Artyku³ dodany przez: schwiebu (2006-05-14 14:55:26)

"W 40 roku, na Sybir nas Matko zes³ali"

Z Ziemomys³em Angerem, prezesem Ko³a Grunwald Zwi±zku Sybiraków w Poznaniu rozmawia Tomasz Rochatka, OBEP IPN Poznañ

Problem Sybiraków by³ przez wiele lat „bia³± plam±” w historiografii i publicystyce. Pokoleniu wychowanego w PRL, do którego nale¿ê, losy Polaków na Wschodzie ukazywano fragmentarycznie przez pryzmat fa³szu i niedomówieñ. Pomówmy o losach i do¶wiadczeniach ludzi, którzy byli na „nieludzkiej ziemi”. Proszê powiedzieæ, gdzie i kiedy siê Pan urodzi³? Jakie by³y losy pañskiej rodziny w momencie wkroczenia Armii Czerwonej?

Urodzi³em siê 2 lipca 1929 roku w Stanis³awowie obecnie – Ukraina. W rodzinie by³o nas dwóch synów – m³odszy o 3 lata by³ brat Jerzy. Ojciec mia³ wykszta³cenie techniczne, by³ in¿ynierem budownictwa i pracowa³ w Urzêdzie Miasta. Zajmowa³ siê budownictwem. W 1939 r. ojciec zosta³ zmobilizowany do wojska i po klêsce wrze¶niowej wraz z armi± poszed³ w kierunku Zaleszczyk na po³udnie. Brat mojej mamy by³ komendantem zawodowej stra¿y po¿arnej w Stanis³awowie w stopniu pu³kownika. W pa¼dzierniku 1939 r. wujek zosta³ aresztowany. Mama dowiedzia³a siê o tym od s±siada, który przyszed³ do nas. Mieszka³ z nami 84-letni ojciec mojej mamy, który mia³ mocno przytêpiony s³uch. Mimo pewnej odleg³o¶ci od stoj±cej mamy i s±siada – mimo przytêpionego s³uchu us³ysza³, o czym rozmawiano. Dziadek zdenerwowanym g³osem zapyta³ natychmiast: „Co, mój syn Wilik (wujek mia³ na imiê Wilhelm) aresztowany?”. Nie pomog³y ¿adne zapewnienia, ¿e nie o syna chodzi, ¿e to tylko zbie¿no¶æ imion – wymieniano jakie¶ nazwisko – nic nie pomog³o – w ¿adne zapewnienia nie wierzy³. Tak t± wiadomo¶ci± przej±³ siê, ¿e niebawem dosta³ wylew krwawy do mózgu – zosta³ zabrany do szpitala, gdzie nied³ugo potem zmar³. Uwa¿am, ¿e to by³o szczê¶cie w nieszczê¶ciu, gdy¿ gdyby razem z nami zosta³ zabrany, na pewno nie prze¿y³by tej tak ciê¿kiej katorgi.

Wybuch wojny prze¿y³em w wiosce Siemiakowce pod Ko³omyj±, gdzie przebywa³em z bratem na wakacjach u ojca siostry. Rodzice w tym czasie przebywali w Stanis³awowie. Po wkroczeniu wojsk radzieckich. na tereny polskie wujek odwióz³ nas do Stanis³awowa. Rok szkolny ju¿ siê rozpocz±³. Do szko³y zacz±³em uczêszczaæ, gdy Rosjanie byli w mie¶cie. Spotykali¶my ich na ulicach, je¼dzi³y ich samochody i czo³gi. W tej dzielnicy, gdzie mieszkali¶my, byli ró¿ni s±siedzi – ¯ydzi i Ukraiñcy. ¯yli¶my z nimi w zgodzie, tak jak po s±siedzku. Po wkroczeniu wojsk radzieckich do naszego miasta, po jakim¶ czasie przyjecha³y ich rodziny. Jako mali ch³opcy chodzili¶my ich ogl±daæ – byli¶my ciekawi, jak wygl±daj±. Zauwa¿yli¶my, ¿e panie dziwnie siê ubiera³y – halki ubiera³y na bluzki i nosi³y jako sukienki – gdy¿ u nich tak siê nosi³o sukienki nazywane „sarafanem”. My¶la³y wiêc, ¿e damska halka jest „sarafanem” – nas to ¶mieszy³o.

Po wkroczeniu wojsk radzieckich na tereny polskie bardzo o¿ywili siê Ukraiñcy, gdy¿ uwa¿ali, ¿e teraz bêd± mieli „Woln± Ukrainê”. Flagi polskie zdejmowali, a zawieszali ukraiñskie. ¦piewali narodowe pie¶ni ukraiñskie itp.

Proszê powiedzieæ, gdzie przewieziono Pana i pañsk± rodzinê? Jak wygl±da³a droga na „Sybir” w oczach dziecka?

To by³ bardzo trudny okres. 10 lutego 1940 roku – deportowano pierwszych Polaków na Sybir. By³a wówczas ciê¿ka zima. Temperatura dochodzi³a do –30°C. Ludzi ³adowali do bydlêcych, nieogrzewanych wagonów. Zdarza³y siê przypadki zamarzania. Trupa wyrzucano z wagonu na pobocze torów do ¶niegu. Do tych transportów zabierano rodziny by³ych wojskowych, policjantów, nauczycieli, duchownych – jednym s³owem inteligencjê polsk± – traktuj±c ich jako wrogów ludu.

Nas wywozili 13 kwietnia 1940 r. – w ¶rodku nocy gromki ³omot do drzwi. Na pytanie „kto tam?” odpowied¼ by³a jedna: „odkrywaj chadziajka – so³daty”. Po wej¶ciu do mieszkania okaza³o siê, ¿e byli to ¿o³nierze z karabinami. O¶wiadczyli, ¿e nale¿y ubieraæ siê i pakowaæ gdy¿ wyje¿d¿amy (dok±d i dlaczego nie umieli powiedzieæ – tylko prêdko pakowaæ siê). Mama by³a zdenerwowana i zap³akana, my mali ch³opcy te¿ zap³akani. Za³adowali nasze rzeczy na samochód i zawie¼li nas na dworzec kolejowy. Na bocznicy towarowej sta³ tam poci±g sk³adaj±cy siê wagonów „bydlêcych”, do którego za³adowano 13 rodzin. Wagon posiada³ piêtrowo zrobione z desek prycze. Okna zakratowane, jedne drzwi by³y zamkniête na g³uchu, mia³y wyciêty otwór, do którego by³a pod³±czona rura od prowizorycznego sedesu. Ten k±cik by³ zupe³nie otwarty – nie by³o ¿adnego parawanu. Na ¶rodku wagonu sta³ ¿elazny piecyk – ale nie by³o ¿adnego opa³u – Rosjanie t³umaczyli, ¿e w czasie jazdy nie wolno paliæ, bo to grozi niebezpieczeñstwem. Na tych dechach wagonu wszyscy rozmie¶cili siê, ka¿dy po¶cieli³ to, co mia³ zabrane z domu. W kwietniu by³o cieplej ni¿ w lutym – rozpoczyna³a siê wiosna. W czasie transportu ka¿dy my¶la³, dlaczego nas zabrali i gdzie nas powioz±. Mama dosz³a do wniosku, ¿e nas potraktowano jako rodzinê wojskow±: tata zmobilizowany – poszed³ z wojskiem na po³udnie, wujek za¶ – pu³kownik by³ aresztowany jesieni± 1939 r. i tak na pewno by³o. W wagonie byli ró¿ni ludzie – przede wszystkim – inteligencja z rodzin sêdziowskich, nauczycielskich, urzêdniczych, kolejarskich itp. Wówczas ocenili¶my, ¿e dobrze siê sta³o, ¿e dziadek nasz zmar³ – on by tego nie wytrzyma³. W tym samym czasie ¿ona wujka Wilika Kropiwnickiego te¿ by³a aresztowana i wywieziona gdzie indziej. Nie wiedzieli¶my o tym, gdy¿ mieszka³a w innej dzielnicy miasta (Stanis³awów by³ miastem wojewódzkim licz±cym wówczas 80 tys. mieszkañców) i zosta³a za³adowana do innego wagonu. W zwi±zku z tym trafi³a do innej czê¶ci Kazachstanu.

Wagon by³ zamkniêty i transport bardzo szybko mkn±³ na wschód, nie zatrzymuj±c siê na stacjach. Jedynie na du¿ych, wêz³owych stacjach zatrzymywa³ siê. Wtedy otaczali poci±g wartownicy, uzbrojeni w karabiny. Nie pozwalali wychodziæ doros³ym – jedynie dzieci mog³y wyj¶æ i pod stra¿± pobiegaæ lub pospacerowaæ. Bywa³o tak, ¿e przychodzi³ ¿o³nierz i z ka¿dego wagonu bra³ po dwie osoby z wiadrami. Sz³y one z nim na stacjê i dostawa³y do jednego wiadra gor±c± wodê – „kipiatok”, a do drugiego zupê. Nastêpnie dzielono zupê w wagonie pomiêdzy wszystkich. To by³ jedyny ciep³y posi³ek w ci±gu dnia. Transport w czê¶ci europejskiej by³ bardzo mocno pilnowany w czasie jazdy i na postojach. Po d³ugiej podró¿y dojechali¶my pod Ural.

Na stacji kolejowej Ufa – krêcili siê ko³o poci±gu kolejarze. Gdy pytano ich, dok±d jedziemy, odpowiadali, ¿e nic nie wiedz±, na pewno daleko. Na Uralu ponownie zastali¶my zimê. W lasach i dolinach le¿a³ ¶nieg. Bywa³o tak, ¿e niektórzy kolejarze prosili o papierosa. Jedna pani rzuci³a przez okienko papierosa – wówczas podniós³ go, podziêkowa³ i powiedzia³, ¿e wioz± nas daleko na Syberiê. Mo¿e byæ tak, ¿e jak pojedziemy na pó³noc, to znaczy do tajgi, gdzie jest bardzo ciê¿ko. Je¿eli na po³udnie, to do Kazachstanu, gdzie s± du¿e stepy, ale bêdzie tam nieco l¿ej. W czasie jazdy przez Ural trudno by³o co¶ zauwa¿yæ, gdy¿ jest to du¿y ³añcuch gór. Poci±g wi³ siê w¶ród nich ca³y czas.

Jak by³o zorganizowane ¿ycie „przesiedleñców”?

Rejon, w którym mieszka³em, by³ rozleg³ym stepem z rzadko rozmieszczonymi osadami. Gdzieniegdzie spotykali¶my drobne zaro¶la ma³ych zagajników brzozowych. Do najbli¿szego lasu – prawdziwego drewna nadaj±cego siê jako budulec – by³o trzysta kilometrów. Step pó³nocnego Kazachstanu by³ pokryty bardzo gêst± traw± o cieniutkich, do w³osa podobnych ¼d¼b³ach, zwanych tam „kowy³’. Poniewa¿ step przez ca³e lata nigdy nie by³ koszony ani uprawiany, dlatego by³ mocno ukorzeniony. Idealnie nadawa³ siê do budowy domów typu „ziemianka”. P³ugiem ci±gniêtym przez traktor ciêto skibê darni ok. 6-8 m grub± i ok. 30 cm szerok±. Tak± skibê rêcznie ciêto na kawa³ki ok. 1 m d³ugo¶ci. Gotowe kawa³ki uk³adano na wóz z ¿erdziami i wo³ami przywo¿ono na miejsce budowy „domu”.

Budowa domu wygl±da³a podobnie, jak u nas buduje siê dom z ceg³y. Darñ uk³adano na ziemi w dwóch rzêdach które nastêpnie k³adziono w poprzek bez zaprawy. W ten sposób powstawa³a ¶ciana ok. 60 cm grubo¶ci. Zostawiano niedu¿e otwory ok. 70 x 120 cm na okna. Ponadto otwory na drzwi. Taki dom przewa¿nie sk³ada³ siê z dwóch izb. Wysoko¶æ przy ¶cianie by³a ok. 3 m a w szczycie ok. 5 m. W ten sposób powstawa³ wysoki i stromy dach. Gdy taki dom by³ wybudowany, przy szczycie wkopywano s³up jako podporê na belkê no¶n±. Na s³upach oparta by³a belka no¶na. Nastêpnie k³adziono ¿erdzie co 80 cm i w ten sposób powstawa³ szkielet domu. Na te ¿erdzi k³adziono gêsto faszynê (pêczki ga³êzi), nastêpnie s³omê, a na sam± górê uk³adano darñ systemem dachówkowym. Ca³o¶æ smarowano na zewnêtrz glin± rozrobion± z bydlêcym ³ajnem i drobn± sieczk±. Ca³y dom by³ tym smarowany, tak¿e na zewn±trz i wewn±trz, ³±cznie z pod³og±. Potem, jak by³o wapno, to dom malowano na bia³o.

Wewn±trz domu stawiano piec, tak aby ogrzewa³ obie izby. Ponadto w pierwszej izbie by³ piec, w którym mo¿na by³o gotowaæ w specjalnych garnkach zwanych „czohunami”. Piece i kominy budowano z ceg³y wyrabianej z gliny i suszonej na s³oñcu.

Zima przeciêtnie trwa³a od drugiej po³owy wrze¶nia do pierwszej po³owy maja. Temperatury by³y w granicach minus 40-50°C. W zwi±zku z tym drzwi by³y dwuczê¶ciowe, co by³o bardzo przydatne podczas zamieci ¶nie¿nej. Gdy dom by³ zasypany ¶niegiem, otwiera³o siê górn± czê¶æ drzwi i wsypywa³o ¶nieg do ¶rodka. Nastêpnie wychodzi³o siê na zewn±trz i kopa³o tunel do s±siada. Przy wszystkich kominach by³y tyczki obwi±zane czarn± szmat±.

Z chwil± przyjazdu tam my¶my utracili, w pewnym sensie, swoje dzieciñstwo. By³a to niepisana walka o byt i prze¿ycie. W wiosce by³a szko³a podstawowa 4-klasowa. Mama mnie zapisa³a do szko³y. Chodzi³em do czwartej klasy. Wszystko, co uczono by³o dla mnie powtórk±. Szybko siê nauczy³em po rosyjsku, bo zna³em ukraiñski. Moja edukacja trwa³a nieca³e dwa miesi±ce. Powiedzieli wówczas, ¿e Polak nie przyjecha³ siê tu uczyæ, tylko do pracy.

Poszed³em wiêc pracowaæ. Przydzielono mnie do pracy na kosiarce, ci±gniêtej wo³ami, przy sianokosach. W okresie zimy pracowa³em przy koniach. Za tê pracê otrzymywa³em 120 rubli. W pierwszym roku naszego pobytu by³ tam czynny sklepik, w którym mo¿na by³o co¶ kupiæ (cukierki, cukier, sól, drobne przedmioty, bieliznê itp.). Potem, jak wybuch³a wojna niemiecko-rosyjska, s³u¿y³ jedynie do sprzedawania przydzia³owego chleba lub innych drobnych rzeczy, które Rosjanie przywozili z miasta powiatowego – Fiodorowki. Sprzedawali tam „kirpicznyj czaj”, czyli prasowan± herbatê robion± z ró¿nych malin, wi¶ni itp. Rosjanie stosowali taki zwyczaj, ¿e herbatê pi³o siê bez cukru w ró¿nych systemach. Jak mamy cukier na „prykusku”, oznacza³o to, ¿e cz³owiek bra³ kostkê cukru umoczy³ lekko w herbacie, gryz³ kawa³eczek i popija³. Na „prygliatku” – le¿a³a kostka cukru na stole, a my pili¶my herbatê gorzk±, a na „prydumku” – pijemy herbatê gorzk± i pamiêtamy jak wygl±da³ cukier.

Jaki wp³yw na pañskie losy mia³ wybuch wojny niemiecko-sowieckiej w 1941 r. i pó¼niejsze stosunki polsko-sowieckie?

Wybuch wojny – informacja dotar³a do nas z du¿ym opó¼nieniem. Na wie¶æ o tym w¶ród Polaków nast±pi³a rado¶æ. Wydawa³o siê nam, ¿e to przyspieszy nasz powrót do ojczyzny. Rosjanie zauwa¿yli to, zrobili zebranie i otrzymali¶my reprymendê, ¿e tam ludzie gin±, a my cieszymy siê. Wszyscy zaparli siê tego, ¿e nikt siê nie cieszy, bo przecie¿ tam s± nasze rodziny i jako¶ siê uspokoili. Rosjanie wprowadzili chleb na przydzia³ – 400 gramów, a dla niepracuj±cego – 200 gramów. Chleb foremkowy, mocno gliniasty i ciê¿ki. By³ wówczas taki trudny okres czasu, ¿e moja mama rozchorowa³a siê. Le¿a³a w szpitalu, a potem w domu na zwolnieniu. Brat nie pracowa³ wcale. Gdy przysz³y ¿niwa – sianokosy, pracowali¶my ca³± brygad± daleko w polu, spali¶my w barakowozach lub na sianie. Chleb wysy³a³em mamie, gdy jechali po prowiant dla nas. Mama w zamian przysy³a³a mi w rondelku ugotowane ziemniaki wymieszane z serem i dzik± cebulk±, która tam ros³a. Na polu pracowa³o siê od wschodu do zachodu s³oñca, tj. 14-15 godzin, z przerw± na obiad. W po³udnie by³o bardzo gor±co – temperatura dochodzi³a do 50°c. By³ jeden posi³ek. Rano jaka¶ kawa i nic do tego, bo chleba nie by³o. Po dzieñ dzisiejszy nie pijê zimnej wody. Ten nawyk stepowy mi pozosta³, bo tam by³a taka sytuacja. Nie by³o wody ¼ródlanej, ale w wiosce wybudowali staw. Na koniach wje¿d¿ali¶my do stawu, aby koñ pop³ywa³. To dla nas by³a rozrywka. Je¶li dali kubek kawy, to wypi³em kawê, a jak nie dali, to nic nie pi³em.

W latach 1941-1942 po rozmowach gen. Sikorskiego ze Stalinem podpisano umowê Sikorski-Majski. Sybiraków z ró¿nych stron Zwi±zku Radzieckiego powo³ano do polskiej armii gen. Andersa. Sytuacja znacznie siê poprawi³a. Powsta³a w Kujbyszewie polska ambasada. Byli powo³ani tak¿e polscy pe³nomocnicy. Zaczê³y przychodziæ dary z UNRR-y (odzie¿, suchary, soki, obuwie itp.) i czasem dociera³y do nas. Podczas licznych wêdrówek Polaków odnalaz³ siê wtedy na wolno¶ci brat mojej mamy, Wilhelm Kropiwnicki. Odszuka³ swoj± ¿onê Helenê i poinformowa³ nas telefonicznie, ¿e wst±pi³ do armii Andersa. Doda³o nam to wiele otuchy, ¿e mo¿e i nasza sytuacja siê odmieni, kto¶ o nas pomy¶li.

Armia Andersa wyjecha³a jednak na po³udnie do Iraku i Iranu, za zgod± Stalina, w liczbie 140 tys. ¿o³nierzy i ok. 70 tys. ludno¶ci cywilnej. By³y to rodziny tych ¿o³nierzy. Posz³a informacja, ¿e gen. Anders uciek³ ze swoj± armi± do aliantów. By³o to nieprawd±. Propozycja aliantów zosta³a przyjêta przez Stalina. Stalin nie tylko wyrazi³ zgodê, ale gen. Andersowi podarowa³ w prezencie dwa bia³e konie. Po wojnie w Polsce mówiono, ¿e Anders wyjecha³ z Rosji na bia³ym koniu, a to by³ przecie¿ prezent od Stalina.

W nied³ugim czasie po wyje¼dzie armii Andersa zawieszono pracê ambasady polskiej w Kujbyszewie. Pe³nomocników ambasady aresztowano a deportowanym Polakom nakazano oddaæ dowody to¿samo¶ci. W zamian dawano dokumenty radzieckie. Moja mama o¶wiadczy³a, ¿e nie ma polskich dokumentów, gdy¿ podczas prze³adunku z wagonów polskich do radzieckich zabierano je. Wiêc mama zosta³a przy polskiej narodowo¶ci i nie wydali jej dokumentów radzieckich. Natomiast ci, którzy otrzymali dokumenty radzieckie, mieli k³opoty w 1946 roku. Gdy przysz³o zarz±dzenie o robieniu spisów Polaków przed powrotem do Polski, tych którzy mieli dokumenty radzieckie, uznawano za obywateli radzieckich.

W 1943 r. powsta³ Zwi±zek Patriotów Polskich. W wielu rejonach zaczêli dzia³aæ jego mê¿owie zaufania. Bardzo nas ta wiadomo¶æ ucieszy³a – w czerwcu tego¿ roku udali¶my siê do Fiodorowskiego Rejonu pieszo 50 km, ¿eby spotkaæ siê z takim mê¿em zaufania. Sz³a nas gromadka, gdy¿ niektórzy byli chorzy, a inni uznali, ¿e to za daleko, aby doj¶æ. Szli¶my dwa dni. Spotkali¶my siê z mê¿em zaufania, który wyja¶ni³ nam, ¿e bêdzie zorganizowana polska armia i niektórzy ochotnicy z ca³ej Rosji zje¿d¿aj± ju¿ do Siedlc nad Ok±. Mówi³, ¿e jak wojna zakoñczy siê, to wrócimy do Polski. Dosta³em z paczek UNRR-y p³aszcz, mama – myd³o, du¿± puszkê soku pomarañczowego i suchary wojskowe. Z tym baga¿em pe³ni optymizmu wyruszyli¶my w drogê powrotn±. Jesieni± 1943 r. wyruszy³a na front I dywizja im. T. Ko¶ciuszki. Dowiedzieli¶my siê o tym od naszego mê¿a zaufania.

Pó¼n± jesieni± 1943 r. przyjecha³a do naszej wioski pani w ¶rednim wieku bardzo ³adnie i ciep³o ubrana jak na owe czasy. Potem okaza³o siê, ¿e by³a zastêpc± naszego naczelnika do spraw politycznych. Stosunki w wiosce pogorszy³y siê. Ka¿dy musia³ uwa¿aæ, co i gdzie mówi. Kobiety pracuj±ce w magazynach zbo¿owych musia³y uwa¿aæ, jak pod spódnic± wynosi³y ziarno, ¿eby nie zauwa¿y³a [tego – TR], bo zaraz by³ prokurator i s±d. By³o takie zdarzenie, ¿e dwie dziewczyny posz³y daleko za wioskê w pole tam, gdzie jesieni± by³o magazynowane ziarno pszenicy. Le¿a³o ono g³êboko pod ¶niegiem. Dziewczyny odgrzeba³y ¶nieg i nabra³y do woreczków trochê ziarna razem ze ¶niegiem. Pani ta, gdy wraca³y do wioski, pyta³a, gdzie by³y, co widzia³y i co nios±. Gdy pokaza³y zabra³a je do kancelarii gdzie kaza³a ziarno zwa¿yæ – by³o po ok. 2 kg. Zabra³a im ziarno i wys³a³a meldunek do prokuratora. Zorganizowano pokazow± rozprawê i dziewczyny dosta³y po dwa lata pracy przy wyrêbie lasu w tajdze. A zbo¿e, które zabra³y wiosn± i tak by³o spalone, lecz g³odnemu cz³owiekowi nie wolno by³o tego wzi±æ. Trzy miesi±ce przed naszym wyjazdem do Polski enkawudzistka wyjecha³a.

Proszê opisaæ okoliczno¶ci, warunki i oczekiwania zwi±zane z przybyciem do ojczyzny? W jaki sposób do¶wiadczenia religijne odbi³y siê na pañskiej psychice?

Atmosfera poprawi³a siê w drugim pó³roczu 1944 r. Wojska radzieckie sz³y na zachód. Amerykanie zaczêli pomagaæ – przychodzi³ sprzêt, dzia³a³a UNRRA. Otrzymywali¶my bieliznê, odzie¿, ¶rodki spo¿ywcze. Zaczêli pojawiaæ siê popi. Ludzie miejscowi gromadzili siê w izbach. Przychodzi³ pop (nie wiem, sk±d mia³ szaty liturgiczne) odprawia³ nabo¿eñstwo, chrzci³ dzieci. Bywa³o nawet, ¿e niektórzy doro¶li te¿ siê chrzcili. Do tej pory tylko dziêki naszym mamom mogli¶my siê modliæ i wiedzieæ, kiedy przypadaj± ¶wiêta. Podczas ¦wi±t Bo¿ego Narodzenia zbierali¶my siê w izbie i ¶piewali¶my kolêdy. Tak wygl±da³y nasze ¶wiêta. Poza tym by³ bardzo du¿y ¶nieg i mróz. Do lasu by³o bardzo daleko – nie by³o ¶wierku. Czasami robili¶my ze s³omki, nici i kolorowego papiery ozdóbki, które wieszali¶my pod sufitem lub wokó³ ¶wiêtego obrazka. Rosjanie, jak s³yszeli nasze kolêdy, przychodzili i s³uchali. Bardzo im siê podoba³o – twierdzili, ¿e oni nie znaj± takich pie¶ni. Natomiast od czasu kiedy przyjecha³a do nas ta enkawudzistka, sytuacja siê pogorszy³a. Robi³a zebranie i t³umaczy³a, ¿e takie zbieranie siê, to spiskowanie przeciwko w³adzy radzieckiej. Nasze mamy t³umaczy³y, ¿e jeste¶my wychowani w wierze katolickiej i to nam pomaga w przetrwaniu. A ona na to: „Co ma Bóg do tego i tak tu zdechniecie.” Poza Bo¿ym Narodzeniem bardzo siê zatraci³y inne ¶wiêta. Nawet Rosjanie obchodzili spotkanie z Nowym Rokiem, by³ czasami „dziadek mróz”, ale nigdy nie by³o choinki.

Nadszed³ oczekiwany rok 1946. Wiosn± dotar³a do nas wiadomo¶æ, ¿e Polacy mog± wracaæ do Polski. Robiono spisy ludno¶ci polskiej. Nast±pi³a wielka rado¶æ, ale stopniowo ros³o zniecierpliwienie oczekiwaniem na wyjazd.. Pewnego dnia zapakowano nasze tobo³ki na sanie i zawieziono na stacjê. Na stacji kolejowej „D¿arkul” czekali¶my ok. 2 tygodni na podstawienie poci±gu. Odwiedzali nas przedstawiciele Zwi±zku Patriotów, przynosili polsk± prasê i organizowali posi³ki. W tym czasie przychodzi³y dary z UNRR-y. Pewnego dnia przyszed³ przedstawiciel biura repatriacyjnego i przyniós³ ca³y plik listów, które nadesz³y z Polski. Mama dosta³a list od brata naszego ojca – jego rodzina zosta³a przesiedlona z Kresów na nowe ziemie zachodnie.

Nareszcie podstawili transport – taki sam jak przed laty. Inna by³a jednak atmosfera – ludzie pe³ni rado¶ci zajmowali miejsce w wagonach. Przyniesiono nam polskie flagi i udekorowali¶my nimi wagony. Pojawi³y siê has³a: „¿egnaj katorgu, witaj kraju ojczysty”. Nie by³o stra¿ników z karabinami, ¿adnej ochrony – tylko normalni „¿eleznodoro¿niki”, czyli kolejarze. Jechali¶my przez Miñsk i Brze¶æ. W Miñsku zatrzymali¶my siê na dwie doby. Widzieli¶my tam zniszczone lotnisko. Dotarli¶my do Poznania. Poci±g sta³ na bocznicy niedaleko dworca g³ównego. Wita³o nas du¿o ludzi – przynosili prowiant, odzie¿ itp. Nagle przysz³a nasza kuzynka, tj. Janina Czo³owska ze swoim ojcem. Rado¶æ by³a ogromna. Mama zapyta³a, czy jest w pobli¿u ko¶ció³. Posz³y wiêc obie do ko¶cio³a. Powrót do Polski dla mamy by³ przykry, gdy¿ oprócz rado¶ci z przyjazdu do kraju zobaczy³a równie¿, jak ubrane by³y polskie kobiety. Mama by³a w spódnicy uszytej z worka. Na nogach mia³a rzemienie i ³apcie. Mama mia³a ¿al do siostrzenicy, ¿e j± zaprowadzi³a do ko¶cio³a w takim ubiorze. Dosyæ d³ugo p³aka³a. Siostrzenica t³umaczy³a jej, ¿e „niewa¿ne buty, ubiór, ale wa¿ne, ¿e by³a¶ w ko¶ciele. Mia³a¶ mo¿liwo¶æ podziêkowaæ Bogu, ¿e jeste¶cie ju¿ w Polsce”.

Nastêpnie przyjechali¶my do Szczecina, gdzie zaopiekowali siê nami pracownicy biura repatriacyjnego. Razem z grup± ch³opców wyruszy³em na zwiedzanie miasta. W dzielnicy domków jednorodzinnych opuszczonych przez Niemców wyjadali¶my, co siê da³o ze spi¿arni. Takich produktów przez sze¶æ lat nie widzieli¶my na oczy. Zatrzyma³ nas radziecki saper. Powiedzia³ nam, ¿e czê¶æ domów jest rozminowana, lecz s± te¿ pu³apki, np. ¶mieci pod którymi s± miny. W pewnym momencie kaza³ nam zaczekaæ i poszed³ do s±siedniego domu. Gdy wróci³, poci±gn±³ za linkê i nast±pi³ wybuch czê¶ci tamtego domu. Wygl±da³o to okropnie, tym bardziej, ¿e my wojny nie widzieli¶my. Wystraszony powiedzia³em pó¼niej mamie, aby¶my st±d wyjechali do Opola do brata ojca. Mimo ¿e wys³ali¶my telegram, w Opolu na dworcu nikt na nas nie czeka³. W koñcu przyszed³ po nas wujek. Wyk±pali¶my siê w ³azience w ciep³ej wodzie. Wujek spali³ nasze ubrania, które by³y pe³ne robactwa. Nastêpnego dnia dostali¶my ubrania i wreszcie wygl±dali¶my jak normalni ludzie.

Na „nieludzkiej” ziemi trudno by³o ocaliæ wra¿liwo¶æ wobec religii, lecz równie¿ wobec drugiego cz³owieka. Niektórym siê to uda³o. Rozumiem pañskie do¶wiadczenia i serdecznie dziêkujê za rozmowê.

Fragment materia³ów przygotowanych przez Instytut Pamiêci Narodowej w Poznaniu.
Sybiracy - materia³y robocze dla nauczycieli i uczniów gimnazjów, pod. Red. F. Le¶niaka T. Rochatki, A. Rogulskej, Warszawa 2001, s. 45 - 61.



adres tego artyku³u: www.schwiebus.pl/articles.php?id=160