[Schwiebus.pl - ¦wiebodzin na starych kartach pocztowych, stare pocztówki, widokówki, kartki pocztowe]
Google
szukaj:
Home > Dzieñ za Dniem  

2006-03-30 12:02
Temat postu: Szufladki losów
ciachu


forum admin
postów: 823

Gazeta Dzieñ za Dniem Numer 12 (255) z dnia 22 marca 2006 r.
Rozmowa z Izabel± Januszkiewicz, autork± ksi±¿ki "Pamiêtam"
Szufladki losów

Jej ksi±¿ka to wspomnienia dziecka z wywózki do Kazachstanu, powsta³a w ci±gu dwóch lat. Pisz±c wspomnienia, czêsto p³aka³a. S±dzi³a, ¿e rozliczy siê ze swoj± przesz³o¶ci±, jednak tak siê nie sta³o, gdy¿ prze¿ycia z tamtego okresu tkwi± w autorce jak zadra, której nie da siê usun±æ.

- Dlaczego ta ksi±¿ka powsta³a tak pó¼no?

- W pierwszych latach, jak wróci³am do Polski, wyrzuci³am z pamiêci wszystko, co prze¿y³am w Kazachstanie; nie chcia³am o tym pamiêtaæ. Poza tym nie wolno by³o o tym mówiæ, gdy¿ grozi³o za to wiêzienie. Zaczê³am normalnie ¿yæ jak wiêkszo¶æ osób w moim wieku.

- Musia³a te¿ Pani nadrobiæ zaleg³o¶ci szkolne.

- Powsta³y na skutek mojej zsy³ki. Zaraz po powrocie do Polski rozchorowa³am siê i spêdzi³am dwa i pó³ miesi±ca w szpitalu. Potem rozpoczê³am naukê w szkole, zaczê³am od samego pocz±tku, a wiêc nauki czytania, bo nawet tego nie potrafi³am. By³a to ciê¿ka i ¿mudna praca, ¶lêcza³am nad ksi±¿kami ca³e noce i czyta³am na g³os. Mia³am te¿ braki w s³ownictwie, nieraz nie rozumia³am co mówi do mnie nauczyciel, ale dziêki mojej wytrwa³o¶ci nadrobi³am zaleg³o¶ci.

- I maturê zda³a Pani z drug± lokat±.

- Co by³o niebywa³ym sukcesem.

- Dopiero w latach 90. mo¿na by³o mówiæ otwarcie o tym, co spotka³o tak wielu Polaków.

- A mi wówczas zaczê³y siê odblokowywaæ wszystkie "szufladki z tamtymi czasami". Przed oczami przelatywa³y odleg³e wspomnienia oraz ludzie, którzy pojawili siê w tamtym okresie na mojej drodze.

- Czy jest Pani dumna, ¿e uda³o jej siê prze¿yæ w tak skrajnych warunkach bytowych.

- Nie, nie jestem dumna, raczej jestem wdziêczna Bogu, za to, ¿e prze¿y³am sze¶æ lat niedoli. Ca³y czas przy ¿yciu podtrzymywa³a mnie modlitwa, któr± wpaja³a mi moja mamusia oraz to, ¿e w koñcu wrócimy do Polski, która mnie - dziecku, jawi³a siê jako piêkna Pani. Marzy³am te¿ o tym, ¿e jak wrócê do kraju, to w koñcu najem siê do syta chleba, którego w Kazachstanie nam brakowa³o.

- Czy my¶la³a Pani czêsto o ¶mierci.

- W tamtym okresie nie my¶la³o siê o ¶mierci, gdy¿ by³a ona widoczna na ka¿dym kroku. My¶la³o siê raczej o tym, jak prze¿yæ i o tym, czy bêdzie mia³o siê co zje¶æ. A o jedzenie trwa³a ca³y czas walka, panowa³y prawa d¿ungli.

- Zagro¿enie wojn± odczu³a pani ju¿ 17 wrze¶nia 1939 roku.

- Do Nowogródka, gdzie mieszka³am, wkroczyli Bolszewicy i zaczêli sprawowaæ swe rz±dy w mie¶cie. Dali wszystkim mieszkañcom trzy dni na rozrachunki. Je¶li kto¶ mia³ do kogo¶ ¿al o co¶, w tym czasie móg³ siê z nim policzyæ bez ponoszenia za to ¿adnej kary. Wtedy zginê³o du¿o ziemian, le¶niczych, ksiê¿y i popów.

- Jakie by³y powody wywózki?

- By³o ich kilka. Po pierwsze byli¶my Polakami, co ju¿ siê kwalifikowa³o do zsy³ki. Po drugie byli¶my rodzin± legionisty i policjanta, to by³y bardzo silne argumenty, aby nas pozbawiæ domu rodzinnego i skazaæ na tu³aczkê w straszliwych warunkach. Ci, którzy pozostali w mie¶cie a przed wojn± sprawowali jakie¶ funkcje pañstwowe, czy administracyjne zostali natychmiast aresztowani. Natomiast wszyscy bêd±cy Polakami przestali mieæ jakiekolwiek prawa.

- Pierwsza wywózka by³a najstraszniejsza...

- ... gdy¿ odby³a siê zim± 10 lutego 1940 roku, wtedy by³y straszne mrozy. W niej znale¼li siê przede wszystkim osadnicy wojskowi i ziemianie. Transport tych ludzi by³ skierowany do tajg.

W kolejnym transporcie znalaz³a siê moja rodzina, a by³o to 13 kwietnia 1940 roku. W nim znalaz³y siê przede wszystkim rodziny policjantów i urzêdników, którzy wcze¶niej wyjechali na Litwê. I to wystarczy³o, aby ich rodziny skazaæ na wywózkê w nieznane, czyli do Kazachstanu.

- Czy mia³a Pani chêæ odwiedziæ swoje rodzinne strony?

- Tak, byli¶my w Nowogródku, bo jest to bardzo piêkne miasto. Choæ od czasu, kiedy je opu¶ci³am wiele siê zmieni³o. Mimo to od razu jak tam przybyli¶my, skierowa³am swe krokii w stronê mojego rodzinnego domu i trafi³am tam bez wiêkszego problemu. Jednak to, co zobaczy³am nie wygl±da³o najpiêkniej. Mój rodzinny dom bardzo podupad³, ale przecie¿ nie mo¿na siê temu dziwiæ, bo minê³o wiele lat.

- Nowogródek ma bardzo bogat± historiê.

- Samo miasto jest wysoko po³o¿one, bo 320 m n.p.m. W 1252 roku na zamku nowogródzkim odby³a siê koronacja ksiêcia Mendoga na króla Litwy przez wys³annika papie¿a Innocentego IV.

Znajduje siê tam piêkna fara p.w. Przemienienia Pañskiego, która zosta³a zbudowana w XIV w. na wzgórzu Perkuna nieopodal zamku ksi±¿±t litewskich. Ciekawostk± jest to, i¿ w tym ko¶ciele w 1422 roku odby³ siê ¶lub króla W³adys³awa Jagie³³y z Soñk±, córk± ksiêcia Holsztyñskiego. Nastêpnie w tym samym ko¶ciele 12 lutego 1799 roku zosta³ ochrzczony Adam Mickiewicz. W farze znajduje siê kopia Cudownego Obrazu "Matki Boskiej z Dzieci±tkiem Jezus", bo orygina³ zosta³ wywieziony w 1915 roku przez Rosjan na Ukrainê do cerkwi Dobrodziejówka. To w³a¶nie przed tym obrazem modli³a siê matka Mickiewicza o przywrócenie ma³ego Adasia do zdrowia.

Równie¿ tutaj znajduje siê sarkofag rozstrzelanych w 1943 roku przez Niemców jedenastu sióstr Nazaretanek, które Jan Pawe³ II wyniós³ na o³tarze w 2000 roku.

- Jak trafi³a Pani na Ziemiê Lubusk±?

- Po powrocie do Polski, w 1946 roku przyjechali¶my do K³odzka. St±d moja mama napisa³a list do siostry mojego ojca, która mieszka³a w Nowym S±czu, czy ma ona o nim jakie¶ informacje. Okaza³o siê, ¿e mój tatu¶ jest na Ziemi Lubuskiej pod panieñskim nazwiskiem swojej matki. Jak siê o tym dowiedzia³y¶my, od razu przyjecha³y¶my i ju¿ tutaj zostali¶my. Ale o tym i losach mojej rodziny bêdzie druga czê¶æ ksi±¿ki, któr± w³a¶nie piszê.

Rozmawia³a:

Anna Podhorodecka

--
C
U
S
2006-04-11 11:04
Temat postu: Pejza¿ pod powiekami
ciachu


forum admin
postów: 823

Dzieñ za Dniem wydanie 13 [226] z dnia 29 marca 2006 r.
¦wiebodzin. Obrazki z przesz³o¶ci
Pejza¿ pod powiekami

Namówiony przez wydawców "Dnia za Dniem" spróbowa³em przelaæ na papier kilka obrazków z przesz³o¶ci mojego miasta. Jest w nich wiele subiektywnych odczuæ, sporo przerysowañ, ale taki w³a¶nie pejza¿ mam pod powiekami. Rzeczy drobne, ma³o wa¿ne szybko ulegaj± zapomnieniu. Kto pamiêta, ¿e u Sobkowiaka mo¿na by³o zamówiæ lejce? Bez zapisków, choæby drobnych, znikn± bezpowrotnie nazwiska i postaci, które ponad kopê lat wêdrowa³y ¶wiebodziñskimi chodnikami.

W ³awach trzech parafialnych ko¶cio³ów coraz mniej starych rodów. ¦wiate³ka na cmentarzu przesuwaj± siê w kierunku obwodnicy. Stare kwarta³y popadaj± w zapomnienie...

Szanujmy wspomnienia, bo warto co¶ mieæ, gdy zbli¿y siê nasz fin de siecle, jak ¶piewaj± Skaldowie.

Kazimierz Gancewski





Dzi¶ obrazki gastronomiczne. Temat rzeka (alkoholu). Najstarsz± w mej pamiêci by³a restauracja Soczewki za dzisiejszym rondem Wileñskim. Ciasna sala, wej¶cie po kilku schodkach, niski pu³ap i ma³y bufet z butelkami oran¿ady zamykanymi drutem przewleczonym przez porcelanowe korki - wszystko, co jako dzieciak zapamiêta³em.

miejscu sklep "Lewiatan"). Zbierali siê tam piwosze z zachodniej czê¶ci miasta. Oba "punkty gastronomiczne" mia³yby dzi¶ potê¿ne k³opoty z Sanepidem.

¦wiebodziñskim lodziarzem by³ p. Niekrasz z ul. Sikorskiego - dziadek Leszka Jankowskiego, popularnego "Komara" Bia³a, wykrochmalona, lekka marynarka, a raczej kitelek, bia³a - p³ócienna fura¿erka i charakterystyczne - najczê¶ciej dwie - kany z lodami. Przy tym zapas wafelków pociêtych w kwadraciki (ro¿ki by³y pó¼niej), charakterystyczna ³y¿ka - nabierak ze sprê¿yn± oraz naczynie, w którym siê je op³ukiwa³o. Wszystkie imponderabilia wo¿one by³y na pomalowanym bia³± olejnic± wózku z pompowanymi ko³ami.

Wózki z wod± gazowan± (z sokiem i bez soku), którym wiecznie towarzyszy³o stado os d³ugo nie zagrza³y miejsca w mie¶cie. Gazowan± wodê kupowa³o siê id±c z w³asnym szklanym syfonem (okienko w ¶cianie przy biurach PSS-u). Operator w d³ugim gumowym fartuchu za grosze "nabija³" butlê zakoñczon± plastikowym syfonem. Swego czasu wesz³y do sprzeda¿y metalowe syfony na naboje. Kupowa³o siê je paczkami niczym amunicjê w sklepie "1001 drobiazgów" na Ko¶cielnej (dzi¶ perfumeria).

Dwupoziomowa "Lubuska" (dzi¶ "Arenda") by³a wiecznie wype³niona tytoniowym dymem i gwarem. G³ównie pi³o siê tam piwo, dla popularyzacji kulturalnej konsumpcji którego, w latach osiemdziesi±tych wykonano malowid³a sfinansowane przez zielonogórski browar. Znany satyryk Tadeusz Drozda na wieczorze autorskim w ¦DK cytowa³, dziwn± opiniê laboratoryjn± o piwie z tego browaru: "Ten koñ jest chory na cukrzycê!"

"Lubuska" wegetowa³a czas jaki¶ oczekuj±c na arendarza. W okresie gasn±cego PSS "Spo³em" i dramatycznego braku kawy na rynku chodzili¶my tam na 10.00 z Wie¶kiem Zdanowiczem pó¼niejszym autorem i wydawc± kalendarium miasta. O tej godzinie otwierano 1. - s³ownie jedn± - 10 dkg paczuszkê kawy (8 porcji x 125 mg). Partycypowali¶my w 2 szklankach!

"My¶liwska" - najlepsza restauracja w mie¶cie zajmowa³a wysoki parter hotelu "Adler". Jak ka¿dy szanuj±cy siê lokal mia³a "ciemn± salê". Pamiêtam piêkn± snycerkê w tym wnêtrzu, piaskowane szyby, bia³e obrusy i detal: p³askorze¼bê w korytarzu. Przedstawia³a pij±ce towarzystwo. W rozwarte usta jednego z birbantów (mo¿e ¶piewa³?) kto¶ zawsze wk³ada³ niedopa³ek papierosa. Opowiada³ mi Stanis³aw Kielich, jak w "My¶liwskiej" musia³ przepiæ wraz z darczyñcami ca³± nagrodê zawodow±, którzy w ten sposób "organizowali" sobie fundatorów. Z "My¶liwsk±" PSS rozprawi³ siê okrutnie. "Zmodernizowano" wszystko na rzecz baru szybkiej obs³ugi. Dzi¶, po kolejnej adaptacji, mie¶ci siê tam sklep papierniczy (pl. Jana Paw³a II).

Modne by³y wyjazdy na piwo. Jecha³o siê grup±, wieczorem np. do pani Wandzi Jackiewicz na PKP w Zb±szynku lub do Rzepina, by tam w stacyjnym bufecie wypiæ kufel. Taka wyprawa zajmowa³a ca³y wieczór! Potem wycofano piwo kuflowe z obiektów PKP. Na otarcie ³ez pozosta³o piwo grodziskie, z dro¿d¿owym osadem i potê¿n± si³± eksplozji, która uszkodzi³a niejeden domowy zamra¿alnik.

Bufet stacyjny by³ siermiê¿ny w wyposa¿eniu i jad³ospisie. Wiecznie zaci±ga³o w nim zapachem ryby w sosie greckim. Spo¶ród pod³ogowych desek smarowanych czernid³em (chyba z przepracowanego oleju) l¶ni³y wy¶lizgane gwo¼dzie. Za szyb± lodówki królowa³ podeschniêty z lekka, ¿ó³ty ser w plastrach, mas³o w porcjach i boskie danie: kotlety mielone (tylko Bóg i kucharka wiedzieli, co w nich by³o). Wieczorem w pó³mroku koczowali tam niedopici go¶cie, których nie zabra³ do autobusu konduktor z pobliskiego PKS-u. Tam to Hanka Zdanowicz otrzyma³a noc± s³odk± kawê bez cukru (skutek powtórnego zaparzania fusów - ohyda!).

Na peronie zobaczyæ by³o mo¿na ubit± zwierzynê le¶n± przewo¿on± do przetwórni (Spó³dzielnia "Las" mie¶ci³a siê za rondem Wileñskim). Jelenie i sarny ko³ysa³y siê na akumulatorowym wózku. Po¶miewiskiem wszystkich by³a tzw. ciuchcia sulechowska utrzymywana dla celów wojskowych. Przewozi³a zaledwie kilkunastu pasa¿erów ciê¿ko wspinaj±c siê na górkê przy stadionie. Bywa³o, ¿e parowóz stawa³ na wiadukcie, a palacz gwizdkiem pozdrawia³ pi³karzy.

Naprzeciw stacji stoi do dzi¶ "Samosia". Pomnik zwyciêskiego kapitalizmu w ¦wiebodzinie. Doskona³y organizator, pracowity restaurator, cz³owiek z g³ow± na karku - Pan Czeka³a wyciska³ z tej garkuchni nieprawdopodobne wyniki (czytaj: dochody). Po wp³aceniu literalnie wszystkich podatków i op³at nadal by³ krezusem i sol± w oku skarbówki. Sprzedawa³ tysi±ce bu³ek dziennie, realizowa³ bony obiadowe i co wtedy by³o niewyobra¿alne dla PSS-owskich knajp: gotowa³ kot³y ziemniaków kilka razy w ci±gu zmiany! W "Samosi" jada³o wtedy pó³ miasta i wszyscy byli zadowoleni!

Warto wspomnieæ o pocz±tkach grillowania w mie¶cie. Pierwszy ro¿en mechaniczny otwarto (dla bezpieczeñstwa?) obok siedziby stra¿y po¿arnej na pl. Wolno¶ci. Dymi³ niemi³osiernie. Od razu mia³ wziêcie, choæ nie by³o tam najtaniej. Wdziêcznie wspominany przez bywalców ro¿en pracowa³ ca³± par± i dymem (dos³ownie) na ³uku ul. Konarskiego (dzi¶ dzia³a w tym

Najnowocze¶niejszym - dzi¶ nieistniej±cym lokalem gastronomicznym by³a "Jubileuszowa". Budowana razem z hotelem "Lubuskim" pasa¿em ³±czy³a siê z jego drink barem i hotelow± salk± bankietow±. Reprezentacyjna sala kominkowa z du¿± mozaik± z motywem szlacheckim, by³a najmodniejsz± w mie¶cie. Dancingi z zespo³em Tomka Szubczyñskiego i wokalem stylizuj±cego wówczas na Niemena - m³odego Felka Andrzejczaka przyci±ga³y wszystkich. Dzi¶ nie ma ju¿ takiej formy spêdzania wieczorów. Dwie ciekawostki. W szatni mo¿na by³o kupiæ HB i Rothmans y w komercyjnej cenie, a kierowniczka lokalu mia³a du¿e zaciêcie piosenkarskie. Specjalno¶ci± kuchni by³ kotlet górski. Najlepszymi kelnerami (w ocenie znanych mi bywalców) byli panowie Zbigniew i Zenon. W tym miejscu najmilej wspominam wesele brata w 1989 i frytki z sosem my¶liwskim.

Niektórzy woleli okupowaæ drink bar w hotelu. Tam królowa³ pan Jurek wys³uchuj±c z zawodowego obowi±zku wszystkich klientów.

Lokal dla znawców, jeden z niewielu tej klasy w województwie, tak mówiono o "Medyku" - klubie Pracowników S³u¿by Zdrowia w piwnicach zamku Knobelsdorfów (LORO). Pani Ela serwowa³a wynalazek S³awka Siepsiaka z okresu kartkowego: herbatkê z rumem - na wodzie nikomu nie zale¿a³o... ¦redniowieczna ceg³a, piêkna metaloplastyka P. Rzepeckiego, cztery poziomy sal, w tym jedna z parkietem do tañca - urzeka³y ka¿dego przybysza. Nad wszystkim rozci±ga³a siê legenda dra Lecha Wierusza. Mam tê satysfakcjê, ¿e w trakcie spotkañ prezydium Towarzystwa Przyjació³ Ziemi ¦wiebodziñskiej powierza³ mi klucze do swego barku w gabinecie z jednym zastrze¿eniem: tylko Chateau le Fleur proszê nie przynosiæ!

Absolutnym hitem wczesnych lat siedemdziesi±tym by³a "Gotycka". To by³ strza³ w dziesi±tkê! Snobizuj±ca m³odzie¿, rodziny z dzieæmi, wycieczki, zagraniczne grupy i oficjalne wizyty "na szczeblu" go¶ci³y w murach zarz±dzanych przez pani± Aleksandrê Naks. ¦wiece, modne wtedy we³niane bie¿niki, a nadto gulasz z podgrzewanych kocio³ków, p³on±ce lody wnoszone przy zgaszonym ¶wietle, niby ludowe stroje kelnerek - to by³ sznyt na ca³e województwo!

Dwóch m³odych restauratorów powo³a³o w miejsce sklepu obuwniczego restauracjê. Tak powsta³a "NOVA" (dzi¶ lokal O/BG¯ na pl. Jana Paw³a II). Nie wytrzyma³a tempa przemian, nie przewidzia³a pauperyzacji spo³eczeñstwa, zaniku bonów, wzrostu kosztów zatrudnienia. Ciekawe, zielonobia³e wnêtrze projektowa³ autor klubu "U Janka". By³em tam na chrzcinach, przyjêciu komunijnym, weselu i stypie. Wszystkie przyjêcia wypad³y okazale.

Okazuje siê, ¿e sklepy z butami seryjnie przekszta³ca³y siê w lokale, gdzie mo¿na by³o wypiæ kawê. Klub "U Janka" przy ¦DK (potem "Focus", dzi¶ galeria "Inspiracje") powsta³ w miejscu GS-owskiego sklepu obuwniczego. Zaprojektowany przez Sylwestra Koz³owskiego ze Sztuki Polskiej, wykonany w karko³omnych wówczas technologiach (okna z klejonego aluminium, pierwsze szyby zespolone w mie¶cie, podwieszane stropy) doczeka³ siê miana "¶wietlicy klasy lux", jak pisa³ o nim w "GL" pó¼niejszy pose³ i minister Andrzej Brachmañski.

Ogl±da³y go m.in. partyjno-pañstwowe delegacje z NRD i wiceminister kultury ZSRR. Po hucznym otwarciu (z TVP2) szefowi klubu wlepiono grzywnê za naruszenie dyscypliny bud¿etowej (zakup drugiej w Lubuskiem - po "Zastalu"- anteny tvsat).

Ciekawe losy mia³y "placówki handlowe" i sklepiki w ¶cianach. Kto pamiêta, gdzie by³y kioski Bociana, Kozuba i Olejnika. O nich, jak te¿ o wielu innych, drobnych sprawach w kolejnych rozdzia³ach.

--
C
U
S
2006-04-11 11:05
Temat postu: Rialto na Grzybowej
ciachu


forum admin
postów: 823

Dzieñ za Dniem wydanie 13 [226] z dnia 29 marca 2006 r.

"Rialto" na Grzybowej

"Zakazane piosenki" - pierwszy polski film fabularny po roku 1945, obejrza³em w ¶wiebodziñskim kinie "Rialto". Kto z obecnych mieszkañców ¦wiebodzina wie, gdzie by³o kino "Rialto"?

Idziemy ulic± ¯ymierskiego w kierunku mostku na strumyku, dojdziemy do skrzy¿owania tej ulicy z M³yñsk± na prawo, a w lewo na Grzybow±. To w³a¶nie tam mie¶ci³o siê pierwsze w powojennym ¦wiebodzinie kino uruchomione w 1946 roku. Do dzi¶, nad zamurowanymi drzwiami budynku, widaæ jeszcze kropkê z nad "i" malowanego napisu KINO.

Kierownikiem kina by³ Stefan Jarmuszyñski, bileterk± i kasjerk± pani Sza³kowska. Operatorami Zbyszek Urbañski i Edek Sobieszczak. Kino mia³o widowniê na 235 miejsc, w tym prawie po³owê miejsc na balkonie. Marzeniem ka¿dego ¶wiebodziñskiego kinomana by³o kupno biletu na seans filmowy, a szczytem marzeñ - miejsce na balkonie. Kolejki po bilety siêga³y a¿ poza kapliczkê przy ul. ¯ymierskiego.

Na inauguracyjn± dzia³alno¶æ filmow± w 1946 roku wy¶wietlono komediê pt. "Iwan Iwanowicz gniewa siê" produkcji radzieckiej. Wy¶wietlano tak¿e filmy produkcji amerykañskiej, jak "Skarb Tarzana" w roli g³ównej z Johnem Weismuellerem, czy te¿ dramat wojenny "M¶ciwy jastrz±b". Oczywi¶cie, przewa¿a³y filmy klasyki radzieckiej: komedia "¦wiat siê ¶mieje", czy "Aleksander Newski" w re¿yserii A. Einsteina. By³ tak¿e film "Rok 1918" przedstawiaj±cy w fa³szywym historycznym ¶wietle wojnê polsko-bolszewick±.

W 1951 roku uruchomiono nowe kino "Przyja¼ñ" przy ulicy Kolejowej. Jego uruchomienie przypad³o na miesi±c przyja¼ni polsko-radzieckiej. W tym czasie, oprócz filmów radzieckich, ogl±dano te¿ filmy polskie, wêgierskie, czesko-s³owackie. W 1957 roku mo¿na by³o zobaczyæ amerykañski western pt. "Ostatnia walka Apacza" w roli g³ównej z Jamesem Stewartem.

Oprócz kina "Przyja¼ñ", w ¦wiebodzinie dzia³a³y jeszcze dwa kina, a mianowicie "K³os" przy ulicy M³yñskiej i "Metalowiec" w Domu Kultury "Elterma". W 1978 roku w ¦wiebodziñskim Domu Kultury po przebudowie powsta³o kino "Kosmos", którego kierownikiem jest Jan Melnik.

Teraz, kiedy kina zion± pustk±, z ³ezk± w oku wspomina siê tamte czasy mira¿u na celuloidowej ta¶mie.

¦wiebodziñski kinoman

Andrzej Baczañski

--
C
U
S
2006-04-11 11:06
Temat postu: Sze¶æ kin i jeden "Samowar"
ciachu


forum admin
postów: 823

Gazeta Dzieñ za Dniem wydanie 13 [226] z dnia 29 marca 2006 r.

Sze¶æ kin i jeden "Samowar"

Sze¶æ kin i dyskusyjny klub filmowy. Najstarszym by³o "Rialto" przy ul. Grzybowej, z szefem Szczepanem Hy¿orkiem.

Opowiada³, ¿e aby zdobyæ ¶rodki na remont, noc± ob³upywa³ tyczk± popêkany sufit, a rano wzywa³ magistrackich urzêdników. "Kosmos" z kierownikiem p. Jarmuszyñskim, z racji po³o¿enia w budynku domu kultury, by³ najbardziej eleganckim i najlepiej wyposa¿onym (tak jest do dzi¶) kinem w mie¶cie. Jeszcze przed kapitalnym remontem zrealizowanym przez Kazia Rodaka i Czesia Czeszyñskiego by³em tam na "Diable morskim". Na przygody Zorro i Pata - Pataszona chodzi³em do kina "K³os" na ul. M³yñskiej, ciasnego z ma³ymi schodkami na widowniê - jego kierownikiem by³ pan Koperkiewicz. Jak przez mg³ê wspominam kino ZDK ¦wiebodziñskiej Fabryki Mebli w "Strzelnicy", balkon, okienka projekcyjne i p³ask± salê pod balkonem.

W wybudowanej pó¼niej

"Przyja¼ni" kierownikowa³ Sz. Hy¿orek, w kabinie pracowali panowie Jaworski, Paw³owski i Olek Jarmuszyñski. Tam z okienka kasowego prosto na emeryturê odchodzi³a Olga Gand¿a. U niej matka za³atwi³a mi bilet na "Siedmiu wspania³ych". Grano ten szlagier "na okr±g³o" od rana do nocy. By³ dozwolony od 14 lat i mnie nie wpuszczono...

W ZDK "Elterma" funkcjonowa³o kino zwi±zkowe "Metalowiec". By³o daleko od centrum, st±d te¿ rzadko tam chodzi³em. Pracowali w nim Zdzis³aw Aszakiewicz i Jerzy Grynberg. Ma³a salka kinowa w LORO s³u¿y³a przegl±dom filmów amatorskich (odby³a w nim nawet ogólnopolska OKFA) organizowanym przez Zenona Piszczyñskiego. Operatorem by³ Pawe³ Wójcik.

Na przeboje kinowe je¼dzi³o siê do Zielonej Góry. Pod brezentow± bud±, na ³awkach, ciê¿arówk± z drabink± dla pasa¿erów, jecha³em na "Krzy¿aków" A. Forda.

Razem z Ry¶kiem Ró¿anowskim (dzi¶ profesorem filozofii na UW) i Staszkiem Kierzkowskim (znanym w ¶rodowisku bankowcem} chodzili¶my na filmy w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego za³o¿onego przez le¶nika - Jerzego Ró¿yckiego. Niezwykle aktywnymi dyskutantami byli Pan Krawiec, Krysia Tyñska i Heniek Zakrzewski. Z ogl±danych obrazów najmilej wspominam "Kobietê i Mê¿czyznê" C. Lelouch'a.

Wtedy, z okazji "Dni Regionalnych", zainicjowano maratony filmowe, które przygotowywa³ kinotechnik Janek Melnik - dzisiejszy szef, bileter, kasjer, palacz i operator zespo³u kin. Tak to w erze dvd, video, tvsat i quasi kwadrofonicznego kina domowego piêæ kin skurczy³o siê do jednego etatu.

Kazimierz Gancewski

--
C
U
S
2006-06-12 12:43
Temat postu: D³uga droga do domu
ciachu


forum admin
postów: 823

Gazeta Dzieñ za Dniem wydanie 20 [233] z dnia 24 maja 2006

Szczaniec. Wspomnienia Heleny Kwiatkowskiej z zsy³ki
D³uga droga do domu

- Urodzi³am siê 1 stycznia 1936 roku w Brygidowie, w województwie bia³ostockim. Mój ojciec by³ osadnikiem wojskowym. Pochodzi³am z wielodzietnej rodzinny, która liczy³a 11 osób. Rok 1940 wyry³ siê g³êboko w mojej pamiêci.

Zastukali do naszego domu

- Choæ mia³am dopiero 4 lata, to pamiêtam dok³adnie tamten dzieñ. Uzbrojeni ¿o³nierze zastukali do drzwi naszego domu, kazali nam siê spakowaæ. Moj± rodzinê zabrali w pierwszej wywózce 10 lutego 1940 roku, gdy¿ byli¶my rodzin± osadnika wojskowego. Na dworze panowa³ straszny mróz, nic nie wiedzieli¶my o deportacji, bo gdyby tak by³o, to by¶my siê do niej wcze¶niej przygotowali. Mieli¶my nieca³e pó³ godziny na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy, co - w po¶piechu - wcale nie by³o takie proste. Poubierali¶my na siebie kilka rzeczy i tak nas "zapakowano" do bydlêcych wagonów, które zaplombowano. Tak rozpoczê³a siê nasza podró¿ w nieznane. Trwa³a ona miesi±c. Raz na tydzieñ wypuszczano w eskorcie dwie osoby z wagonów po gor±c± wodê i ¿ywno¶æ, ale tylko wtedy, gdy poci±g zatrzyma³ siê na postój.

Syberia i Kazachstan

- Transport, którym jechali¶my zawióz³ nas do Archangielska. Wysadzono nas z poci±gu i skierowano do przydzielonych domów. Budynek, w którym mieli¶my zamieszkaæ, by³ zbudowany z drewnianych bali. Dom by³ na podwy¿szeniu bez podmurówki, wdziera³ siê do niego wiatr przez szpary miêdzy baliami, a przy mrozach - 50 stopni C., na ¶cianach by³ szron. Budynek mia³ 4 wej¶cia dla 4 rodzin, ka¿da z rodzin mia³a jedno pomieszczenie, i tylko w korytarzu by³ piecyk do ogrzewania i gotowania ciep³ych posi³ków. Mój ojciec zosta³ zatrudniony przy wyrêbie drzew, gdzie poodmra¿a³ sobie nogi, mama za¶ pracowa³a w przedszkolu i zajmowa³a siê maluchami. Na Syberii moja rodzina spêdzi³a pó³tora roku, w tych strasznych warunkach nie prze¿yli moja babcia oraz troje rodzeñstwa (brat i dwie siostry).

W 1942 roku nadesz³o wyzwolenie dziêki gen. Sikorskiemu, zostali¶my przetransportowani z Syberii do Kazachstanu, ta podró¿ odbywa³a siê ju¿ bez eskorty. Gdy poci±g mia³ postój, wtedy mój ojciec chodzi³ po pro¶bie do ludzi, ¿eby dali mu trochê ¿ywno¶ci. Choæ by³o nam naprawdê ciê¿ko, to nigdy nie posun±³ siê do kradzie¿y. Po ulokowaniu siê we wskazanym miejscu, rodzice zostali przydzieleni do pracy w ko³chozie na polu, za marn± zap³atê.

Polska ochronka i rosyjska szko³a

- Jakby jeszcze ma³o by³o k³opotów, to w 1943 roku mój ojciec zosta³ wcielony do Armii Andersa. I zostali¶my sami bez ojca, by³o nam bardzo ciê¿ko, mama pozosta³a z nami i musia³a nas wykarmiæ, co by³o ponad jej si³y. Dlatego posunê³a siê do drastycznego uczynku i odda³a nas do ochronki polskiej, gdzie mieli¶my mo¿liwie zapewniony byt, do mamy wrócili¶my po nieca³ym roku. Brat w tym czasie z siostr± chodzili do szko³y. Ja by³am jeszcze za ma³a, posz³am dopiero w 1945 roku. W Kazachstanie chodzi³am do szko³y rosyjskiej. Nasz± nauczycielk± by³a warszawianka - Tamara Sergiejowna, wtedy ju¿ starsza pani, okulary mia³a tylko z jednym szk³em, chodzi³a w kufajce, lekcje zawsze prowadzi³a w jêzyku rosyjskim, tylko czasami na przerwie rozmawia³a z nami po polsku. W jednej izbie mie¶ci³a siê klasa, by³y tam dzieci ró¿nej narodowo¶ci, bo i ¯ydzi, Polacy, Kozacy, Tatarzy, równie¿ w ró¿nym wieku. Wszyscy mieli do siebie szacunek, nikogo nie dziwi³ inny wygl±d, czy wyznanie - ¿yli¶my w zgodzie, bo wszystkim nam by³o bardzo ciê¿ko.

Zacz±³ siê prawdziwy g³ód, gdy¿ na 4 osoby przypada³o tylko 60 dag pszenicy i nic poza tym, z braku po¿ywienia byli¶my spuchniêci, wygl±dali¶my strasznie. Dlatego zaczêli¶my zbieraæ lebiodê, dowiedzieli¶my siê, ¿e mo¿na je¶æ tak¿e je¿e i ¿ó³wie. Wiêc to robili¶my, nawet od czasu do czasu urz±dzali¶my na nich wy¶cigi, kto d³u¿ej wytrzyma na ich skorupie. W tym czasie by³a to jedyna rozrywka, mimo, ¿e wi±za³a siê z zdobywaniem pokarmu.

Powrót na polsk± ziemiê

- W koñcu nadszed³ rok 1946 i mo¿liwo¶æ powrotu na polsk± ziemiê. Ponownie zapakowali¶my siê do wagonów i ruszyli¶my do Ojczyzny; nagle us³yszeli¶my krzyki innych ludzi, ¿e ju¿ jeste¶my na polskiej ziemi, wszyscy zaczêli p³akaæ z rado¶ci. Na pierwszym przystanku w Polsce, po raz pierwszy od kilku lat by³am w polskim ko¶ciele i modli³am siê w jêzyku polskim. Pierwszy posi³ek, jaki zjad³am w kraju, to by³y pieczone ziemniaki z sol±. Wszyscy siê cieszyli, ¿e w koñcu dobieg³a koñca ich tu³aczka i ¿ycie w ci±g³ym strachu; wierzyli, ¿e teraz ju¿ wszystko bêdzie dobrze. Nasza rodzina najpierw zatrzyma³a siê ko³o Szczecina, sk±d dopiero przenios³a siê do Szczañca. Tutaj te¿ w koñcu spotkali¶my siê z naszym tatusiem, który odnalaz³ nas przez Czerwony Krzy¿, wielka by³a wtedy rado¶æ wszystkich, którzy prze¿yli tê wojenn± zawieruchê. Tutaj w Szczañcu skoñczy³am szko³ê, doros³am, wysz³am za m±¿ i wychowa³am czworo dzieci. Obecnie jestem ju¿ na rencie i czasem tylko ze smutkiem wspominam tamte lata.

Wys³ucha³a

Anna Podhorodecka

--
C
U
S



emotikonki














Adresy stron internetowych jak i adresy e-mail zostan± automatycznie zamienione na linki. Dodatkowo mo¿esz u¿ywaæ kilku znaczników:
[b]...[/b] - pogrubienie
[i]...[/i] - pochylenie
[u]...[/u] - podkre¶lenie
[url]...[/url] - link
[cytat]...[/cytat]
[code]...[/code] - kod, np. HTML

dok³adny opis
imiê
e-mail
tytu³
tre¶æ
wpisz imiê nie¿yj±cego polskiego prezydenta:

 

Logowanie
Login has³o Nie masz jeszcze konta? Mo¿esz sobie za³o¿yæ!

© 2001-2012 by Robert Ziach C&Co. A.G.™ ® 2012 by Schwiebus.pl
Wszelkie prawa zastrze¿one.

0.022 | powered by jPORTAL 2